Rzeczpospolita, 5 lutego 2008.
Klasyka. Funkcjonariusz udaje zatroskanego. Ale już w podtytule grubą czcionką pisze usprawiedliwienie dla Pawlaka. Tytuł i podtytuł przekazują główną myśl autora. Tytuł jest też kłamliwy. Bo stoi w nim "wyjaśnijmy". Czyli my wszyscy - funkcjonariusze mediów, społeczeństwo, no i rząd. Wszyscy razem w jednej kupie. Żadnego podziału na oni - rządzący i my - reszta. Bo jak inaczej traktować tę formę "my"? To jest socjotechnika utożsamiania się z obecnym rządem. Funkcjonariusz na posterunku.
Tekst pojawia się dopiero dziś, dlatego że nie wyraża niepokoju ani oburzenia decyzją Pawlaka, a jest tekstem w obronie rządu PO-PSL. Gdyby wyrażał niepokój lub oburzenie, to pojawiłby się natychmiast po ogłoszeniu decyzji Pawlaka w sprawie umorzenia kary dla J&S. Od tamtej chwili minęło już sporo czasu. Dziś dziennikarz napisałby artykuł pogłębiony i dociekliwy. Nazwiska, daty, skojarzenia faktów. Kto, gdzie, z kim, dlaczego. Analiza. Taki tekst napisałby dziennikarz. A Janke nie jest dziennikarzem i dlatego zamiast tego puścił trochę szumu zgodnie z zasadą
Ujawniaj ujawnione, odkrywaj odkryte
Proszę tę zasadę dobrze zapamiętać, bo jest to naczelna zasada funkcjonariuszy udających czasem nutkę krytyki. Ujawniają oni tylko to, co już stało się jawne i odkrywają to, co już zostało odkryte lub to, co za chwilę stanie się jawne. Funkcjonariusze ujawniają wtedy, kiedy wiadomo już, że zrobi to ktoś inny spoza ich grona. Tak było z raportem Macierewicza na temat WSI. Gazeta Polska wyskoczyła z artykułem na temat Suboticia. Ujawniła to, co za chwileczkę stało się jawne w raporcie o WSI. Wywołała nawalankę, która miała zogniskować uwagę na sprawie artykułu o Suboticiu, a nie na samym raporcie. Zadanie wykonane.
Według tej samej zasady w Gazecie Polskiej pojawiają się utyskiwania na prasę, która nie docieka szczegółów i prawdy np. w aferze Sawickiej i szerzej w całej służbie zdrowia. Duży artykuł parę tygodni temu o tym, jakie to media niedobre. Kuriozum. Gazeta narzeka, że media się tematem nie zajmują. Co zatem zrobiła Gazeta Polska? Nic. Jej funkcjonariusze opublikowali narzekanie.
Wróćmy na chwilę do oficera Janke.
Nie wiem, czy J&S powinno zostać ukarane, czy nie. Nie jestem entuzjastą nękania prywatnych przedsiębiorców. Ale nic dziwnego, że nam, dziennikarzom, zapala się czerwona lampka, kiedy wicepremier rządu osobiście decyduje o losie jednej konkretnej firmy. Pamiętamy przecież, jak przedstawiciele państwa lubili się układać z biznesem w czasach Leszka Millera.Jemu zapala się tylko czerwona lampka. Paradne. Funkcjonariusze, dla niepoznaki zwani dziennikarzami, sobie siedzą w redakcji, trochę biegają po mieście i czasem to tu, to tam zapali im się lampka. I piszą artykulik w gazecie o tym, jak to właśnie im się lampka zapaliła. I proszą rząd, żeby im sam wyjaśnił, samemu nie kiwając palcem w bucie, aby to zrobić.
Jeśli Waldemar Pawlak ma w tej sprawie czyste sumienie, niech przedstawi pełną dokumentację i wytłumaczy szczegółowo, dlaczego osobiście tak zdecydował. Bo nie przypominam sobie, by inne decyzje dotyczące prywatnych przedsiębiorstw zapadały na tak wysokim szczeblu. No, może poza ustawą medialną z czasów Rywina…
Polska demokracja jest w bardzo, bardzo złym stanie.