poniedziałek, 29 października 2007

TVN24, Dziennik i Sawicka

TVN24, 16.10.2007
(...) O tym, że Sawicka rzeczywiście miała szerokie kontakty, a nie tylko się nimi przechwalała, może świadczyć fakt, że w dniu zatrzymania była gościem rodziny Wałęsów. Reporter "Faktów" TVN Jarosław Kostkowski przypomina sobie, że dzwonił do Sawickiej w dniu jej zatrzymania przez CBA.

- Przeprosiła mnie, że nie może rozmawiać, bo jest w tej chwili - jak się wyraziła - "u Wałęsów". Prosiła o telefon za godzinę – mówi Kostkowski tvn24.pl. - Próbowałem się tego dnia z nią umówić, bo przygotowywałem materiał o zbliżającej się eksmisji betanek, a posłanka Sawicka jest siostrą jednej z zakonnic - dodał. (...)
Dziennik, 18.10.2007
(...)
Piotrowskiego wszyscy określają podobnie: około 30 lat, przystojny, świetnie i drogo ubrany. W połowie września nasz dziennikarz poznał go osobiście na jednym ze spotkań w warszawskim lokalu Sofa. Reporter chciał porozmawiać z posłanką o możliwości skontaktowania redakcji z rodzinami czekających wtedy na eksmisję byłych betanek. Sawicka miała wśród nich cioteczną siostrę. Jako reprezentantka rodzin betanek spotykała się na rozmowach o ich sytuacji z szefami MSWiA - najpierw Januszem Kaczmarkiem, później Władysławem Stasiakiem.(...)


Proszę zauważyć, że TVN24 i Dziennik opisują Sawicką, jakby mogła udostępnić ważne informacje.

Dziennik opublikował we wrześniu tylko jeden artykuł wzmiankujący Beatę Sawicką. Było to 4 września. Następna informacja o Sawickiej w Dzienniku pojawiła się 2 października w dniu aresztowania. Wygląda na to (starałem się sprawdzić), że we wrześniu nie pojawił się też w Dzienniku inny artykuł o byłych betankach.

Dziennik pisze, że reporter spotkał się z Sawicką w połowie września. Gdzie później wykorzystano informacje uzyskane od niej? Jakie jest nazwisko reportera? Jeśli chciał dowiedzieć się o jakichś rodzicach kobiet w klasztorze, czemu nie zrobił tego przez telefon?

Przyznam, że nie chce mi się wierzyć w słowa Dziennika. Dotarcie do rodzin byłych betanek nie było chyba trudne, jeśli TVN pokazywała bodaj troje rodziców jeszcze wiosną. Nie wierzę, że Dziennik nie mógł skontaktować się z rodzicami bez pośrednictwa posłanki.

Podobnie mało wiarygodnie brzmią słowa TVN24, że ich dziennikarz w dniu aresztowania dzwonił do Sawickiej, bo "posłanka Sawicka jest siostrą jednej z zakonnic". Ale ona miała tam rzekomo kuzynkę, nie siostrę. Siostrę cioteczną (czasem pisano, że stryjeczną). I znów. Co nowego ona miałaby im powiedzieć, jeśli nie kontaktowała się z buntownicami. A nigdzie nie pisano, że się kontaktowała. Spotykała się jedynie z ministrem MSWiA (najpierw Kaczmarkiem, później Stasiakiem), rodzicami buntownic (prawdziwymi lub nie) i duchownymi z hierarchii kościelnej.

Telewizja TVN24 przez pierwszą połowę roku doskonale sobie radziła z klasztorem betanek bez Sawickiej. Sawicka objawiła 6 lipca 2007, że ma kuzynkę w klasztorze. Jakie informacje miała dla TVN24 Sawicka, których oni nie mieli? Od kogo miałyby te informacje pochodzić? Po aresztowaniu Sawickiej TVN24 dalej dobrze sobie radziła z audycjami na temat klasztoru. Po co im była potrzebna Sawicka?

Wygląda na to, że w sprawie betanek z Sawicką wszyscy chcieli się spotykać. Dziennikarze TVN24 i Dziennika, duchowni, minister MSWiA Janusz Kaczmarek, rodzice (prawdziwi lub nie).

sobota, 27 października 2007

Byłe betanki - przegrupowanie trwa

Stowarzyszenie Pomocy Eksmisyjnej (założone we wrześniu 2006), które szuka nieruchomości dla byłych betanek, ma siedzibę w domu jednorodzinnym w Poznaniu.

Sprawa jest nadal bardzo mętna. Nie przejaśnia się. Popiółkowska z SPE twierdzi, że kontaktuje się z Jadwigą Ligocką przez pośrednika.

Superexpress napisał 26 października 2007 o Ligockiej

Tę opętaną dziwnymi wizjaymi byłą zakonnicę powoli zabija śmiertelna choroba - rak krtani. Mimo próśb była betanka nie chce pójść do szpitala. (...)

Z trudem utrzymuje się na nogach i prawie nie mówi. Jest słaba. Zwalona chorobą, całymi dniami leży na łóżku. (...)


O tym, że siostra Jadwiga jest chora, opowiadają rodzice zbuntowanych sióstr.
Prawdziwi rodzice? Prawdziwy rak krtani? Bardzo to niejasne. Czy badano już klasztor np. na obecność polonu?

Znikają programy PO

Tak szybko znikają. Stan z 26 października 2007.

Program wyborczy Platformy Obywatelskiej Bolesławiec 2007, Cezary Przybylski, znikające programy PO, śpieszmy się kochać programy PO, szybko znikają, wstyd, Civic Platform, elections campaign 2007, Beata Sawicka, Grzegorz Schetyna, PO, Platforma Obywatelska, Legnica, biuro poselskie, Klient Nasz Pan, klientnaszpan, http://klientnaszpan.blogspot.com

A przecież na własne uszy słyszeliśmy, jak pan Cezary Przybylski przed wyborami mówił


Potrzebny nam jest oddech. Potrzebny nam jest drugi most. Są plany, są koncepcje. Natomiast musi być również ktoś, kto z pozycji Warszawy będzie to zadanie lobbował. (...)

Drugie zadanie, które sobie postawiłem (...) To, co w poprzedniej kampanii wytykano jako mrzonkę, przywrócenie wydobycia miedzi na terenie naszego powiatu. To, co do niedawna było utopią, powoli może stać się faktem.
Co z drugim mostem? Co z wydobyciem miedzi z głębokich złóż na terenie powiatu bolesławieckiego? Pani Sawicka mówiła
Czarek Przybylski jest najlepszym kandydatem, jeśli chodzi o poselstwo z naszego regionu. Jest człowiekiem bardzo znanym w tym regionie jeleniogórskim przede wszystkim, ale i po drugiej stronie Gór Kaczawskich, czyli w Legnicy. Jego zasługi w promowaniu właśnie tego, abyśmy zaczęli mimo wszystko, Czarku, wydobywać z głębokich złóż tą miedź... Jest to, właściwie, zadanie Czarka od wielu, wielu lat. Uczy nas tego, promuje i myślę, że leży mu to na sercu.

Chcę jeszcze o jednej rzeczy powiedzieć, która łączy nas z Czarkiem. To oświata. Jest wieloletnim przewodniczącym Komisji Trójstronnej, jeśli chodzi o samorząd terytorialny, Ministerstwo Edukacji i związki zawodowe. To dzięki niemu ja jako wizytator też mogłam pozyskiwać dla wielu szkół, szczególnie wiejskich, tych biednych, ogromne pieniądze, jak na skalę szkoły takiej małej w obszarze wiejskim, ale też i miejskim.
Panie Czarku? Niech pan nam powie, będą te głębokie złoża czy nie będą?

piątek, 26 października 2007

Związki Pitery z Sawicką

Media milczą jak zaklęte. Na temat Sawickiej po prostu zamknęły dziób. W temacie Sawickiej aż roi się od interesujących spraw, nie tylko w sprawie prywatyzacji szpitali. Dlatego pozwalam sobie skopiować tutaj swój post z 18 października 2007 zamieszczony w innym portalu, dotyczący m.in. bliskiej współpracy Sawickiej z Piterą. Pitera skłamała w swoim wywiadzie w GW, mówiąc że nic ją nie łączy z Sawicką poza złożeniem wniosku w sprawie jednej huty.

_____________________________________________________________
Jeden wniosek czy wiele wniosków?


Wizyta Stefana Niesiołowskiego w Bolesławcu. On i "nieznana posłanka", Beata Sawicka występują w kampanii wyborczej starosty bolesławieckiego Cezarego Przybylskiego:

Również tu: http://www.boleslawiec.org/boleslawiec,a2243.php
Beata Sawicka mówi o wydobywaniu miedzi "z głębokich złóż", wyrażając poparcie dla Przybylskiego. Mówi też o wnioskach do NIK w sprawie przewozów PKP cargo i przewozów regionalnych "Osobiście z Julią Piterą skierowałam wiele wniosków":
Wielokrotnie monitowałam. Monitowaliśmy grupą senatorów i posłów, jeśli chodzi o dyrekcję naszą wojewódzką PKP. Osobiście z Julią Piterą skierowałam wiele wniosków, jeśli chodzi o kontrolę NIK-owską pod względem Cargo i Przewozów Regionalnych. Wielokrotnie też miałam przyjemność z pani koleżankami i kolegami (to do pani z widowni, która zadała pytanie - autor) rozmawiać w siedzibie w Warszawie w centrali na ten temat, jak wielki jest grzech zaniechania dyrekcji PKP w tej kwestii.
Julia Pitera pytana przez Agnieszkę Kublik w GW
Agnieszka Kublik: Pani dobrze znała Beatę Sawicką?
odpowiada:
Jakoś tak wiosną tego roku Sawicka zaczęła bardzo intensywnie zabiegać o kontakty ze mną i Ewą Kopacz. W rezultacie w lipcu Sawicka i ja zajęłyśmy się sprawą upadłości huty szkła Julia, razem złożyłyśmy wniosek o wpisanie kontroli tej huty w plany NIK.
Jeden wniosek czy wiele wniosków? Sawicka wyraźnie mówi o wielu wnioskach składanych do NIK osobiście z Julią Piterą. Przy czym wnioski te miały dotyczyć działalności PKP. Pitera wyraźnie mówi o jednym tylko wniosku i to w zupełnie innej sprawie.
A pracownicy mediów? Co oni na to? Cicho dzieci, cicho sza...
I jeszcze jeden klip.


Sawicka pojawia się w nim pod sam koniec. "Koniunktura nam sprzyja". Nie jest to taki rodzynek, oczywiście, jak wcześniej z Niesiołowskim. Ale warto wspomnieć, że w klipie występuje poseł PO Jarosław Duda. Mam wrażenie, że w tle słychać krakanie, ale może to złudzenie. Może inni mają lepszy słuch i potwierdzą to lub temu zaprzeczą.

Karol Stasik, kandydat na prezydenta Bolesławca mówi "Chcemy wygrać te wybory. Nie dla profitów..." Dalej mówi
Wreszcie chcemy unormować sprawy dotowania sportu. Wyeliminować uznaniowość. Wprowadzić system czytelny, jasny, żeby każdy wiedział, co powinien dostać. Żeby to nie było przedmiotem rozgrywek politycznych, że temu dam więcej, bo mnie popiera, a temu dam mniej. Głosujcie na ten program. Głosujcie na Platformę Obywatelską.
Żeby każdy wiedział, co powinien dostać. Oddajmy głos Cezaremu Przybylskiemu.
Potrzebny nam jest oddech. Potrzebny nam jest drugi most. Są plany, są koncepcje. Natomiast musi być również ktoś, kto z pozycji Warszawy będzie to zadanie lobbował. (...)
Drugie zadanie, które sobie postawiłem (...) To, co w poprzedniej kampanii wytykano jako mrzonkę, przywrócenie wydobycia miedzi na terenie naszego powiatu. To, co do niedawna było utopią, powoli może stać się faktem.
Taka idee fixe. Wydobycie z głębokich złóż. Złoża głębokie, koszty wysokie, a profity?

Pomysł wydobycia miedzi z głębokich złóż jest również znakomitą okazją do kręcenia lodów. Należałoby i ten wątek sprawdzić. Sawicka:
Czarek Przybylski jest najlepszym kandydatem, jeśli chodzi o poselstwo z naszego regionu. Jest człowiekiem bardzo znanym w tym regionie jeleniogórskim przede wszystkim, ale i po drugiej stronie Gór Kaczawskich, czyli w Legnicy. Jego zasługi w promowaniu właśnie tego, abyśmy zaczęli mimo wszystko, Czarku, wydobywać z głębokich złóż tą miedź... Jest to, właściwie, zadanie Czarka od wielu, wielu lat. Uczy nas tego, promuje i myślę, że leży mu to na sercu.
Chcę jeszcze o jednej rzeczy powiedzieć, która łączy nas z Czarkiem. To oświata. Jest wieloletnim przewodniczącym Komisji Trójstronnej, jeśli chodzi o samorząd terytorialny, Ministerstwo Edukacji i związki zawodowe. To dzięki niemu ja jako wizytator też mogłam pozyskiwać dla wielu szkół, szczególnie wiejskich, tych biednych, ogromne pieniądze, jak na skalę szkoły takiej małej w obszarze wiejskim, ale też i miejskim.
Mogła pozyskiwać ogromne pieniądze. Dzięki przyjaźni z Czarkiem. To jest bardzo ciekawe. Pana Przybylskiego warto dokładnie sprawdzić. Wygląda na bardzo dobrze ustosunkowanego, a słowa pani Sawickiej wprost zachęcają do przyjrzenia się sprawie z bliska.

czwartek, 25 października 2007

Portal www.ekumenizm.pl

Redaktorem naczelnym portalu jest Tomasz Terlikowski, publicysta Rzeczpospolitej piszący także w Salon24. Panie Tomaszu, czy te zdjęcia, które pokazuję niżej, zostały w pańskim portalu opublikowane świadomie?

Donald Tusk, zbuntowane betanki, Kazimierz Dolny, Jadwiga Ligocka, portal www.ekumenizm.pl, Tomasz Terlikowski


Tomasz Terlikowski, www.ekumenizm.pl, religia, polityka

środa, 24 października 2007

Betańskie wersety

Wydaje się, że to nie ostrzeżenie Leppera przed wzięciem łapówki było głównym wątkiem sprawy Kaczmarka i Krauze. Tym wątkiem są raczej sprawy bezpieczeństwa państwa, w tym bezpieczeństwa energetycznego. Przypominam, że wśród byłych betanek eksmitowanych niedawno z klasztoru w Kazimierzu Dolnym, było pięć Białorusinek i Rosjanek. Wokół betanek aż roi się od dziwnych zdarzeń i postaci.
Jeżeli kiedyś was eksmitują z mieszkania, pamiętajcie, że macie zadzwonić do Stowarzyszenia Pomocy Eksmisyjnej w Poznaniu (państwo Popiółkowscy). To jest bezpłatna pomoc eksmisyjna full serwis. Dostaniecie pakiet zdjęć nieruchomości z zabudowaniami do remontu pod Poznaniem. Oni właśnie zajmują się teraz polskim eks-betankami zupełnie za darmo. Za Bóg zapłać. Z czystego dobrego serca.
Teraz wersety.

Sygnały dnia PR 1
3.9.2007

"Jacek Karnowski: Panie ministrze, 5 lipca... Szóstego miał być finał akcji CBA, 5 lipca Janusz Kaczmarek jedzie do prezydenta i potem jedzie do Ryszarda Krauze. To wszystko pokazała nam prokuratura. 5 lipca to spotkanie u prezydenta. Jak ono wyglądało? No, pan mówi: poświęcone było zagadnieniom antyterrorystycznym. Czy Janusz Kaczmarek zdradzał wówczas na przykład objawy zdenerwowania? Bo na nagraniach z hotelu Marriott był zdenerwowany.

Zbigniew Wassermann: Nie, to nie było spotkanie nadzwyczajne. To było jedno z wielu spotkań, to było spotkanie bardzo merytoryczne, bo problem zwalczania terroryzmu jest bardzo aktualny i wymaga nie tylko dyskusji, ale pewnych działań. To było spotkanie, na którym głównym problemem były relacje pomiędzy służbami podległymi ministrowi spraw wewnętrznych i mnie jako ministrowi-koordynatorowi chodziło tutaj o koordynację działań, o wzajemne relacje, o usytuowanie pewnych struktur antyterrorystycznych, jak na przykład Centrum Analityczno-Informacyjnego. Było więc o czym rozmawiać. Nie trzeba było do tego emocji, spokojnie, rozważnie, trudny temat. I temu to spotkanie było poświęcone."
Centrum Analityczno-Informacyjne. Ważny element ochrony wywiadowczej. Jeżeli było ważne pod względem merytorycznym, to zapewne dlatego, że dotyczyło wprowadzenia zmian. Czy Wassermann miał przejąć kontrolę nad jakimś pionem działań, co stanowiłoby zagrożenie dla Kaczmarka et consortes? A jeśli zmiany, to ktoś, kto wykorzystywał do swoich celów dotychczasowy schemat też musiałby dokonać zmian i oczywiście zawiadomić "osoby zainteresowane" w różnych miejscach. Także w klasztorze nad Wisłą.


J.K.: Panie ministrze, w sprawie zarzutów wobec Janusza Kaczmarka czy tej tezy, że to on był źródłem przecieku, brakuje motywu. Jaki tu może być motyw? Dlaczego Janusz Kaczmarek pędzi zaraz po tym, jak miał się dowiedzieć, do Ryszarda Krauze, a ten z kolei informuje Andrzeja Leppera? Jaki był motyw tego wszystkiego? (...)


J.K.: No, jaki motyw, panie ministrze? Jaki motyw może być, bo tu właściwie gdyby nawet to był...


Z.W.: Panie redaktorze, powtarzam: jestem prawnikiem, długoletnim prokuratorem i chciałbym ważyć słowa. To jest pytanie do tych, którzy prowadzą śledztwo, to może być też pytanie do służb specjalnych. W tej chwili ja nie jestem w stanie na nie odpowiedzieć.


Jacek Karnowski: Międzynarodowe powiązania mogą wchodzić w grę?


Zbigniew Wassermann: Pan dywaguje, ja jestem ministrem koordynatorem, przepraszam, nie mogę w dywagacjach wziąć udziału.
Jacek Karnowski pyta o związki z rosyjskimi służbami specjalnymi.

Jeśli 5 lipca u prezydenta mowa była o zmianach w Centrum Analityczno-Informacyjnym, to mogło, a nawet powinno to być przedmiotem rosyjskiego wywiadu. Czy Kaczmarek spotkał się z Ryszardem Krauze, by zdać relację ze spotkania u prezydenta? To bardzo możliwe. 6 lipca ukazał się w Dzienniku artykuł, w którym Sawicka niespodziewanie oznajmiła, że ma kuzynkę wśród betanek w Kazimierzu Dolnym. Artykuł mógł być zainspirowany jeszcze przed spotkaniem Kaczmarka z prezydentem. Wiedząc, że do niego dojdzie, można było uruchomić Sawicką nieco wcześniej. Decyzja o tym, że artykuł z Sawicką będzie publikowany mogła zapaść najpóźniej na spotkaniu Krauzego z Kaczmarkiem. Przy współpracy życzliwego w redakcji wystarczyłby krótki sygnał "Jedziemy!".

Możliwe jest też, że z uruchomieniem Sawickiej czekano aż do wystąpienia korzystnych okoliczności. Wiedząc, kiedy przyjdą z łapówką do Leppera, można było na ten sam dzień ustawić odpalenie Sawickiej w mediach, by dać pretekst Kaczmarkowi do spotkań z Sawicką i rodzicami prowadzącymi sióstr, wysłania Sawickiej "negocjatorów" do klasztoru w Kazmierzu Dolnym i być może innym działaniom. W tej wersji spotkanie z prezydentem mogło, ale nie musiało mieć wielkiego znaczenia.
Pytania:

Kiedy redakcja Dziennika nawiązała pierwszy kontakt z Sawicką? Kto z redakcji z nią się kontaktował, kiedy i w jakiej formie - spotkanie, rozmowa telefoniczna? Może Jacek Karnowski zechciałby nam to wyjaśnić?

Przewijamy taśmę zdarzeń do przodu.


RMF FM
2007-10-02 09:22 (aktualizacja: 09:59)
Jak ustalili reporterzy RMF FM Roman Osica i Marek Balawajder, to właśnie Walendziak umawiał spotkanie. 13 września spotkał się z kardynałem Dziwiszem. Pojawił się niespodziewanie w krakowskiej kurii i przez kilkadziesiąt minut rozmawiał z metropolitą. Wtedy głośny był już udział biznesmena w aferze byłego ministra MSWiA Janusza Kaczmarka.

Dzień później do Krakowa przyjechał prezydent Lech Kaczyński. Ta wizyta była planowana o wiele wcześniej, o czym musieli wiedzieć ludzie z otoczenia Krauzego. Prezydent rozmawiał z kard. Dziwiszem przez kilkanaście minut w cztery oczy. Rzecznik krakowskiej kurii ks. Robert Nęcek stwierdził, że nie zna treści rozmowy prezydenta z kardynałem. Nie mam żadnej wiedzy; nie uczestniczyłem w żadnym spotkaniu - powiedział. Posłuchaj:
(...)
Walendziak, który jest obecnie m.in. wiceprezesem spółki Prokom Investments S.A., czekał na efekty tego spotkania. Spotkał się ponownie z kardynałem Dziwiszem i wygląda na to, że właśnie wtedy spotkanie z prezesem Prokomu zostało umówione
O czym rozmawiał Kaczyński z Dziwiszem? Czy prezydent wiedział o tym, że Walendziak dzień wcześniej spotkał się z Dziwiszem?

Nieco później
PAP, PH / 18.10.2007 17:24


Donald Tusk przeprosił kardynała Dziwisza
Lider PO Donald Tusk spotkał się w Krakowie z metropolitą krakowskim kardynałem Stanisławem Dziwiszem. Tematu rozmów oficjalnie nie podano. Według relacji Tuska, rozmawiano m.in. o moralnym wymiarze kampanii wyborczej i wadze nadchodzących wyborów.

Tusk nie chciał zdradzić szczegółów tego, o czym mówił kardynał Dziwisz w czasie ponadpółgodzinnego spotkania.

- Powiedział, że wita mnie w domu, a ja rzeczywiście czuję się trochę jak w domu u kardynała. Usłyszałem kilka bardzo ważnych słów, ale były skierowane tylko do mnie, więc zachowam dyskrecję - powiedział polityk PO tu po wyjściu z rezydencji biskupów krakowskich. Dodał, że otrzymał od krakowskiego metropolity "bardzo ważną rzecz", która dla niego "jest świętą".
Donald Pierwszy Pobożny u kardynała. Dwa lata po ślubie kościelnym. Otrzymał bardzo ważną rzecz. Świętą rzecz. Co to takiego? Dalej Donald Pierwszy Pobożny mówi

- Uważam, że nie tylko w czasie kampanii, w ogóle w życiu nie należy używać kłamstwa. Można się pomylić, można atakować, kampania to trochę jak mecz, więc można być ostrym. Ja nawet jestem gotów znosić ciosy brutalne, ale kłamstwo i oszczerstwo, to są naprawdę ciężkie grzechy - odpowiedział.

- To już nie jest tylko problem polityki, to jest problem moralności. Na kłamstwie i na oszczerstwie nie zbuduje się ani dobrej władzy, ani niczego sensownego. Jeśli ktoś dotyka mnie kłamstwem i oszczerstwem, to odczuwam to jako takie rany i blizny" - podkreślił.
To mówił Donald Pierwszy Pobożny, znawca Pisma Świętego pt. Fakty i Mity. Czołowy etyk od esbeckich pomówień. Wiadomo, było ostro w kampanii. Ale o jakim kłamstwie i oszczerstwie mówił Tusk? Taka wypowiedź bardziej by chyba pasowała do poprzedniej kampanii z dziadkiem na froncie zachodnim. Nie pamiętam ataku personalnego na Tuska, który by dał się opisać powyższymi słowami. Były ostre słowa, ale nie kojarzę niczego, co uzasadniałoby wypowiedź Tuska.

Zatem o co mu chodzi? Czy Donald Tusk, najszczęśliwszy człowiek świata w dniu 21 października 2007 czegoś się jeszcze obawia?
A tymczasem w witrynie www.ekumenizm.pl

wtorek, 23 października 2007

Zbieg okoliczności

10 października odbywa się szczyt energetyczny kilku państw w Wilnie, na którym wiodącą rolę odgrywa Polska.

10 października odbywa się eksmisja byłych betanek z klasztoru w Kazimierzu Dolnym. Wśród eksmitowanych jest pięć lub sześć Białorusinek i Rosjanek przebywających w Polsce nielegalnie.

Czy jest to gest polskich władz wobec Moskwy: wiemy wszystko o betankach. Datę wybraliśmy nieprzypadkowo.

To tylko przypuszczenie. Jakie są fakty?

Po eksmisji Rosjankobetanki przebywają w okolicy przez parę dni. Próbują powrócić do klasztoru, jak doniosła prasa. Raz podeszły wieczorem "nogami". Innym razem podjechały samochodem (nie wyszły z wprawy kierowaniem pojazdami mechanicznymi czy pomagał im ktoś z "rodziców"?). Zapomniały czegoś zabrać? Szczoteczki do zębów? Różańca?

W łańcuch zdarzeń, który niektórzy mogą nazwać łańcuchem przypadków (prosimy nie regulować odbiorników, to zwykłe zbiegi okoliczności, usłyszymy w TVN24 z przyległościami) obejmuje spotkanie Ryszarda Krauze z Januszem Kaczmarkiem w nocy z 5 na 6 lipca w hotelu Marriott. 6 lipca w Dzienniku Beata Sawicka ogłasza światu, że ma kuzynkę wśród eks-sióstr w Kazimierzu. 10 lipca Sawicka spotyka się z Kaczmarkiem. Później, prawdopodobnie 19 lipca, Kaczmarek spotyka się z nią i "rodzicami" kobiet z klasztoru.

Piątek, 20 lipca 2007

Rodziny betanek proszą ministra Kaczmarka o pomoc
PAP 16:30

Rodziny zbuntowanych betanek z Kazimierza Dolnego chcą skierowania do klasztoru policyjnych negocjatorów - bliscy sióstr spotkali się w tej sprawie z ministrem spraw wewnętrznych i administracji Januszem Kaczmarkiem.

Spotkanie odbyło się w czwartek na prośbę rodzin betanek, które wyrażały zaniepokojenie pogłoskami o ewentualnych aktach samobójczych w klasztorze.

"Bliscy sióstr zwrócili się do mnie z prośbą o skierowanie policyjnych negocjatorów, których zadaniem byłoby rozwiązanie tej trudnej sytuacji tak, aby dobrowolnie opuściły one Zakon. Zobowiązałem się, że porozmawiam z Komendantem Głównym Policji i poproszę go o zbadanie, pod kątem prawnym możliwości użycia takiego zespołu" - napisał minister Kaczmarek w komunikacie.

"Ważna jest także ocena sytuacji, czy faktycznie pogłoski o ewentualnych akcjach samobójczych mogą stać się realnym zagrożeniem" - podkreślił Kaczmarek.

Czy w ten sposób próbowano umożliwić ewakuację Rosjankobetankom? (Rosbetankom - może tak, brzmi zgrabniej). Ciekawe, że w lipcu wiadomo już było od dawna, że opublikowany w Fakcie w kwietniu list grożący samobójstwami betanek był fałszywką.

31 sierpnia w wywiadzie dla Dziennika Kaczmarek mówi, że w czasie krytycznej rozmowy z Jarosławem Kaczyńskim (kiedy dokładnie ona się odbyła? później znajdę), po której premier stracił do niego zaufanie, przez pół godziny rozmawiali o betankach.

29 września w Rzymie dochodzi do spotkania kardynała Dziwisza z Ryszardem Krauze. Kolejny przypadek?

2 października Beata Sawicka zostaje aresztowana.

Jaka jest rola Dziwisza?

O co tu chodzi? Prawdopodobnie o bezpieczeństwo energetyczne Polski.

Dziennik

29 września 2007

Pod koniec 2005 r. do Krauzego dotarł weteran poszukiwań surowców energetycznych Stefan Geroń. Ten jowialny, 62-letni inżynier ze swoją ofertą "wielkiej ropy" w Kazachstanie obszedł wszystkich liczących się w Polsce graczy. Był w PGNiG, Orlenie, Lotosie, a nawet u Gudzowatego. Wszyscy powiedzieli "nie". Dlaczego? Uznali pomysł za zbyt ryzykowny: złoża ropy nie były dobrze udokumentowane, zapowiadało się, że poszukiwania będą ogromnie kosztowne.

W końcu Geroń dotarł do Krauzego. Pod pachą miał stare radzieckie mapy i wyniki badań poszukiwawczych. Inżynier przekonywał, że można dokopać się do majątku. Były szef PGNiG twierdzi, że spojrzeli sobie z Krauze w oczy i biznesmen się zapalił. "Sytuacja była paranoiczna. Chodziłem ze złotym jajem. I nikt tego jaja nie chciał. Dopiero pan Krauze podjął męską decyzję" - mówi Geroń.

Może nie tylko o bezpieczeństwo energetyczne. Może także o więcej pretekstów do wizyt w Rosji, daleko od zasięgu wścibskich oczu.

W wywiadzie opublikowanym tego lata (chyba w GW, do sprawdzenia) Krauze chwalił się, że z Rosjanami współpracuje mu się świetnie. Żadnych problemów.

Telewizja TVN24 też sprzyja panu Krauze. W lipcu ustami pięknej pani rekomendowała w biznesowej audycji zakup akcji jednej z firm ze stajni Ryszarda Krauze.

Przez cały czas, od wielu miesięcy, TVN24 pilnie śledziła sprawę betanek i nadawała obszerne relacje i audycje dotyczące tej sprawy.

A byłe betanki? Przegrupowują się.

Kardynał Dziwisz przed wyborami wyraża poparcie dla PO. Wcześniej próbował wymusić milczenie na księdzu Isakowiczu-Zaleskim. Prace lustracyjne diecezji krakowskiej toczą się ospale.

Dzień świstaka

Serial z Tomaszem Lisem trwa. Od paru dni wyziera na nas z prawej strony portalu dziennik.pl. Tym razem pod zdjęciem podpis "Lis będzie mieć syna?" Równocześnie słyszymy, że ma być redaktorem naczelnym Dziennika. Jutro mogą dać podpis "A jeśli Lis będzie mieć córkę?" Czy takie publiczne merdanie ogonkiem do przyszłego szefa jest normalne? Zmieniają, dajmy na to, redaktora naczelnego The Guardian (znana czegotoniepisząca gazeta brytyjska, po linii GW) i w związku z tym publikują serial a la Britney Spears (u nas Doda)? Nie wyobrażam sobie jednak merdania w Washington Post bądź innej dużej gazecie z tradycjami.
W tle brzmią echa tego samego pytania zadawanego w mediach "A jeśli X mówił prawdę". X to Lepper, Lesiak, Kaczmarek, Kornatowicz, Gąsiorowski (przestępca od Art-B), Sawicka (przy tej nawet nie pisali jeśli, tylko jednoznacznie stanęli po jej stronie; wszystkie ręce były na pokładzie)? A że wiarygodność mówiącego jest bliska zero, to co z tego?
Nieważne, kto co mówi. Ważne kto słyszy. Ważne kto stawia znaki zapytania. Jeden maleńki znak, znak zapytania ma być usprawiedliwieniem do napisania każdej bzdury. Jutro się odwoła znak zapytania. Albo i nie. Jutro będą nowe znaki zapytania.
Można napisać i pokazać wszystko. Zadać poważnym głosem niepotrzebne pytanie dziś. I jutro samemu sobie niepotrzebnie na nie odpowiedzieć. Wydarzenie "wykreować" i odkreować. Komu jeszcze potrzebne są fakty i rzeczowa analiza? Politpoprawni się nie krygują. Walą na odlew. Zdumiałem się, słysząc wczoraj w programie "Warto rozmawiać" Jana Pospieszalskiego uwagę Jadwigi Staniszkis o słabym wykształceniu prawniczym Jarosława Kaczyńskiego. Jakie ma, takie ma (doktorat). To miał być argument w uzasadnieniu czegoś przez panią profesor? Nie można inaczej uzasadnić wyższości moich poglądów nad poglądami innych osób?
No to dobrze. Teraz każdy może sobie użyć argumentu ad personam bez żadnego skrępowania. Na przykład "Czegotoniemówiący Bartoszewski ma słabe wykształcenie i w ogóle. Jest w podeszłym wieku." Nie wypada, prawda? Dlaczego w drugą stronę wypada?
Wróćmy do Lisa. Wymieszanie dziennikarza, gwiazdy medialnej i polityka. Po co? To są nowe standardy dziennikarstwa? Kto je wyznacza. Czy raczej narzuca? Przecież to obciach. Nikt nie odważy się głośno powiedzieć "Król Midas ma ośle uszy?" Na pewno nie w redakcji Dziennika.
W dzienniku Polska chwalą się, że u nich publikuje. A gdzie on nie publikuje? GW, Dziennik, Polska, pewnie i w innych miejscach. Codzienne polowanie na czytelnika.
Wszystko się komuś pomieszało. Chyba o to chodzi, żeby się pomieszało?
Ci sami ludzie w gazetach, radio, telewizji, w tańcu z gwiazdami, z trzecimi żonami, w rewii na lodzie, rozmowie o pogodzie. Dalejże w tan. Hejże ha.
Dajcie nam żyć. Wyznaczcie Dni bez Lisa w mediach, żebym wiedział, kiedy można zajrzeć do gazety. Tylko zajrzeć. Przestałem kupować gazety.

poniedziałek, 22 października 2007

Kazimierz Dolny, betanki, 10 października 2007

Nie jest łatwo wybrać sposób prezentacji tej historii. Na coś trzeba się zdecydować. Niech będzie, że na razie przypomnimy, co zdarzyło się 10 października 2007 w Kazimierzu Dolnym. Oto fragmenty relacji z GW:

godz. 7:37 - Pod domem betanek na razie dziennikarze i policja czekają na godzinę 9.

Ekipy telewizyjne i radiowe koczują tam od wczoraj. W nocy ktoś zapalił naprzeciwko domu betanek ponad 30 zniczy. Paliły się całą noc. Wokół nich wisiały karteczki, które wczoraj ktoś rozwiesił w całej okolicy domu betanek.

"Nie czyńcie im gwałtu, krwi niewinnej nie rozlewając w tym miejscu", "Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela", "Teraz nadeszła dla Was godzina powstania ze snu" - można na nich przeczytać.
Kto rozwieszał karteczki. Czy 30 zniczy to przypadkowa liczba? To wcale nie musi dziwne pytanie.

godz. 7:40 - Po co policji kamera na drzewie przy murze domu betanek? - Dowódca, który sprawuje pieczę nad akcją musi podejmować strategiczne decyzje - wyjaśnia Janusz Wójtowicz, rzecznik prasowy komendanta wojewódzkiego policji w Lublinie. Dodaje, że eksmisję przeprowadzi komornik, a nie policja. Rola policjantów ma ograniczyć się jedynie do zadbania o bezpieczeństwo wszystkich, którzy znajdują się wokół domu i w środku. (...)
godz. 8:23 - Na miejscu pojawiła się Mariola Popiółkowska, przedstawicielka Stowarzyszenia Pomocy Eksmisyjnej. Powiedziała dziennikarzom, że jej stowarzyszenie zajmuje się pomocą osobom, których dotyczy eksmisja, które są zagrożone wylądowaniem "na bruku".

Co ciekawe Popiółkowska przyznała, że Stowarzyszenie miało kontakt z siostrą Jadwigą Ligocką, która przewodzi zbuntowanym betankom. Odmówiła jednak podania szczegółów na ten temat. Powiedziała jedynie, że uważa, iż można było osiągnąć wiele więcej mediacją w konflikcie, a nie przez rozwiązanie siłowe.
Zwracamy uwagę na panią Popiółkowską. Stowarzyszenie Pomocy Eksmisyjnej powstało we wrześniu 2006. Jak dotąd, nie ma się czym pochwalić, co można sprawdzić na stronach internetowych.
Stowarzyszenie Pomocy Eksmisyjnej w Poznaniu poszukuje osoby, które czują sie poszkodowane przez niżej wymienione spółki: Nieruchomosci Wielkopolski oraz Polma Estate i inne. Proszone są o kontakt pod nr tel. 509-380-994
W przypadku kontaktu ze sprzedającym, prosimy o powołanie się na serwis Alegratka.pl. Dziękujemy.

Kontakt: 509-380-994
Ogłoszenie pochodzi z gazety Głos Wielkopolski. Informacje o jego działalności są szczątkowe. Jakieś awanturnictwo w sprawie eksmisyjnej osoby, która nie ma prawa do lokalu w kamienicy zakupionej przez pewnego Hiszpana w Poznaniu. Wszyscy lokatorzy się dogadali z nowym właścicielem, dostali od niego dodatkową kasę i sobie poszli. A jedna się uparła. I jej pomaga to stowarzyszenie.

Niedawno do komisariatu targowego wpłynęło doniesienie Gierjatowicz. Kobieta skarży się, że spotkany w sklepie Hiszpan plunął jej na sweter.

Czuć w powietrzu subtelną woń perfum Samoobrony.

Strona internetowa informuje enigmatycznie, że SPE pomagają jacyś prawnicy. Patrzcie państwo. Nagle papugi stały się wielkimi społecznikami. Dobre. No, ale Samoobronie też doradzali prawnicy i "prawnicy inaczej".

godz. 8:55 Eksmisja zacznie się za 5 minut. Na miejsce przyjechał policyjny wóz opancerzony. Nadal całą okolicę spowija gęsta mgła. (...)
godz. 9:05 Samochód pancerny ma posłużyć do staranowania bramy domu betanek, ale "tylko jeżeli coś będzie grozić osobom w środku" - wyjaśnia policja.
Prosimy się nie niepokoić. To rutynowe działania policji. Przecież w każdym klasztorze przechowywane są środki wybuchowe dla obrony przed nieproszonymi gośćmi a obsługa jest wyposażona w granatniki ppanc 70 mm.

godz. 10:25 Wśród oczekujących pod klasztorem ludzi jest grupa rodziców byłych betanek. Reagują na dziennikarzy i na rozwój sytuacji bardzo nerwowo. Jednak obecnym na miejscu dziennikarzom "Gazety" udało się porozmawiać z jednym z ojców. On akurat jest bardzo spokojny. Jego córka ma 26 lat, skończyła KUL, w środku jest od dwóch lat. Jej ojciec miał z córką stały kontakt. Zapewnia, że córka mówiła mu, że w razie eksmisji byłe betanki nie będą robić żadnych dramatycznych gestów. Podobnie mówiła w czerwcu, gdy jedna z gazet sugerowała, że siostry szykują się do samobójstw. (...)
Dlaczego "udało się" porozmawiać tylko z jednym z rodziców? Czy to tak trudno pogadać z ludźmi?
Proszę zwrócić uwagę na fakt, że w obiegu są dwa rodzaje informacji o postawie betanek. Jednak wersja grozi, w skrócie, końcem świata. Druga mówi spokojnie, że nic specjalnego się nie dzieje. O betańskim końcu świata media (niezawodna i nieustępliwa TVN24!) informują już od miesięcy...

godz. 10:57 Według policji betanki reagują na policjantów różnie: jedne są spokojne, ale inne atakują ich inwektywami, których podobno nie wypada powtarzać. Policjanci sprowadzają je na dół budynku, gdzie będzie sprawdzona ich tożsamość.

No proszę. Wśród mieszkańców klasztoru też panuje dwoistość. Jedni spokojni. Inni atakują inwektywami, których nie wypada powtarzać.
godz. 11:16 Przed główną bramą stoi także policyjny samochód saperski, który w razie potrzeby zabierze z klasztoru materiały wybuchowe. Policja wyjaśnia: samochód sprowadzono czysto profilaktycznie.

Oczywiście, nie ma powodów do niepokoju. TVN24 nic nie mówiła o tym, że granatniki ppanc są wycelowane w bramę wejściową, prawda?

A może to wybuchowe Pismo Święte? No, Biblia to jest prawdziwy dynamit. Nawet więcej. Ale żeby aż tak? Samochodem opancerzonym jechać po dewocjonalia?

Ty się dziwisz? No... w latach 1990 słyszeliśmy w telewizji komunikaty, że te strzały na mieście to były zwykłe gangsterskie porachunki. Nie ma powodów do obaw.

A szkło rozsypane na dziedzińcu klasztoru, o którym mówiła Sawicka? Szkło? Przecież reporter TVN24 spacerował swobodnie po dziedzińcu swego czasu i nic o szkle nie mówił.

Ale trzeba być przezornym. W czasie akcji przeciw gangsterom w Magdalence nie dochowano ostrożności i były ofiary w ludziach.

godz. 12:18 Komornik nadal sprawdza tożsamość byłych betanek i każdej odczytuje decyzję nakazującą opuszczenie domu. Jeżeli potwierdzi się, że w domu zgromadzenia przebywało pięć sióstr z Białorusi i Rosji, którym wygasło prawo pobytu w Polsce, zostaną przewiezione do aresztu deportacyjnego w Lublinie. (...)
godz. 12:36 W czasie akcji z tłumu padały okrzyki obwiniające o sytuację abp Życińskiego. Ktoś z tłumu krzyczał, że nie wypada przeprowadzać eksmisji w ciągu tygodnia liturgicznego oraz, że Kościołowi zależało jedynie na odzyskaniu nieruchomości.
Może to krzyczeli jacyś ekumeniści? Ekemuniści? E-komuniści? Polska język trudna.
Może ona być oddelegowana przez oficer prowadząca?

Przypomnijmy, że na czas tej akcji TVN wysłał helikopter. Policja nie posłała helikoptera. A TVN posłał. Na pewno oficerowie prowadzący docenią ten wysiłek i bezpośredni, panoramiczny przekaz z miejsca akcji. A gdzie rezydują oficerowie prowadzący? Hm.
godz. 13:51 Policja potwierdza, że w domu betanek w Kazimierzu znajdowało się pięć zakonnic z Białorusi i Rosji, które przebywały nielegalnie na terytorium Polski. Są już przewożone do aresztu deportacyjnego w Lublinie.

Czy ktoś powiedział Białoruś i Rosja? Nie, drzwi skrzypiały. To zwykłe odwiedziny nielegalnie przebywających w Polsce kobiet. Jadą sobie na targ do Biłgoraju przez zieloną granicę, a potem doznają objawienia i myk do klasztoru.
godz. 14:45 Siostry opuszczają dom w Kazimierzu. Jednocześnie powoli teren opuszczają policyjne oddziały prewencji. Odjechał też samochód pancerny o wdzięcznej nazwie "Dzik", który przyjechał pod dom betanek rano.

Nie ostrzelano Dzika. Jednak. Może granatnik ppanc nie był odbezpieczony. Albo pociski zamokły w piwnicy.

godz. 14:59 Policja informuje, że dziś wyprowadziła z domu betanek 61 byłych zakonnic, jednego zakonnika wydalonego z zakonu franciszkanów (Romana Komaryczkę) i pięć osób postronnych, czyli najprawdopodobniej członków rodzin zbuntowanych sióstr, którzy akurat je odwiedzali. (...)
Najprawdopodobniej? Być może. Ale nic nie wiemy na temat tych pięciu postronnych osób. Kim były te osoby? Mogły to być równie dobrze osoby przysłane przez oficerów prowadzących.

godz. 16:35
(...)
Była przełożona zgromadzenia Jadwiga L. przebywała jeszcze parę minut temu na terenie klasztoru w Kazimierzu. Oznajmiła, że źle się czuje i zażądała przeprowadzenia badań lekarskich.
(...)

Syndrom Beaty Sawickiej?
godz. 17.33 Lekarz, który badał Jadwigę L. nie wyraził zgody na jej przesłuchanie. Kobieta nie wyraziła zgody na umieszczenie w szpitalu. Wieczorem zostanie ona przewieziona do domu swojej rodziny. Także wieczorem na wolność wyjdzie Roman K.
PS.

Dziennik
2007-10-19 23:39 Aktualizacja 2007-10-20
W znalezieniu nowego lokum pomaga im Mariola Popiółkowska ze Stowarzyszenia Pomocy Eksmisyjnej w Poznaniu. Byłe zakonnice, w tym siostra przełożona Jadwiga Ligocka, ufają Popiółkowskiej, bo miały z nią kontakt na długo przed eksmisją. "Kilka razy rozmawiałam z panią Ligocką telefonicznie, pisałyśmy też do siebie listy" - przyznaje Popiółkowska.
ciąg dalszy nastąpi

Beata Sawicka spotyka się z Januszem Kaczmarkiem

Z wywiadu Janusza Kaczmarka opublikowanego 31 sierpnia 2007 w Dzienniku:

W czym Pan okłamał premiera?
- Nie wiem, o co mu chodzi. Zapytał mnie ogólnie o kontakty z Woszczerowiczem, Krauzem i Netzlem, i ja mu ogólnie odpowiedziałem. A potem rozmawialiśmy pół godziny o eksmisji betanek.
Chronił pan Krauzego?
- To śmieszne. Kiedy padły pierwsze zdania o jakimś układzie biznesowym, to najpierw myślałem, że chodzi o moją rozmowę z Kulczykiem. Z Krauzem poznał mnie zresztą Lech Kaczyński.
Czy w przeddzień finału operacji CBA spotkał się Pan z kimś od Krauzego?
- Nie. No skąd. Zresztą w ogóle niewiele wiem o sprawie przecieku.
Rozmawiali pół godziny o eksmisji betanek... Zatem była to bardzo ważna sprawa. O duperelach premier z ministrem nie rozmawia przez pół godziny. Tym bardziej, żew tej rozmowie premier Kaczyński chciał sprawdzić prawdomówność Kaczmarka.
Cofnijmy się do niedzieli 8 lipca 2007. Beata Sawicka pojawia się w TVN24.

Beata Sawicka, posłanka Platformy Obywatelskiej, która jest krewną jednej z byłych betanek przebywających nielegalnie w klasztorze w Kazimierzu Dolnym, uważa, że w sprawie sióstr stanowisko powinny zająć władze państwowe. Zwróciła się o pomoc do premiera i do ministra spraw wewnętrznych.

Sawicka wyjaśniła, że początkowo trzymała w tajemnicy, iż jedna z b. betanek jest jej krewną; dopiero tydzień temu na zjeździe rodzinnym podjęto decyzję, by interweniowała ona jako poseł u władz państwowych. Posłanka poinformowała w TVN24, że jej spotkanie z ministrem SWiA Januszem Kaczmarkiem ma się odbyć we wtorek. Jak wyjaśniła, chciałaby uzyskać od ministra m.in. zapewnienie, że wobec zakonnic nie będzie rozwiązań siłowych."
10 lipca 2007 Sawicka miała się spotkać z Januszem Kaczmarkiem. Spotkanie prawdopodobnie doszło do skutku. O czym rozmawiali? Jak napisałem już wcześniej, spotkań tych było więcej. Ile dokładnie, nie wiadomo. Od tej chwili Sawicka przyjęła na siebie rolę reprezentanta rodzin (byłych już) betanek i podjęła się negocjacji między betankami a władzami państwowymi...
Czy w sprawie Kaczmarka chodzi rzeczywiście o odrolnienie działki na Mazurach? Czy może ten szum z działką na Mazurach to ściema mająca odwrócić uwagę od głównego wątku?
Czy wątek działki łączy się z wątkiem betanek? Niewykluczone.
Coraz więcej wskazuje jednak na to, że głównym wątkiem jest nie odrolnienie działki na Mazurach, a betanki. Tak, nie przesłyszeli się państwo. Betanki.
Czy Krauze mógł rozmawiać z Kaczmarkiem o betankach? Tak, jak najbardziej.
Czy to mógł być główny cel wizyty Kaczmarka u Krauzego? Niewykluczone.
Ciąg dalszy nastąpi.

sobota, 20 października 2007

Gdzie diabeł nie może

Kochane dzieci. W ramach ćwiczeń czytania ze zrozumieniem zajmiemy się dzisiaj opowiadaniem pod tytułem "Siostry betanki z naszej pierwszej czytanki".

Najpierw króciutko tło historyczne. Następnie tło histeryczne.

5 lipca 2007, 23:27. Czy wiesz, gdzie jest Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji Janusz Kaczmarek? Wiem. Spotyka się z Ryszardem Krauze w jego apartamencie w hotelu Marriott.

6 lipca 2007, 1:43. Czy wiesz, gdzie jest posłanka Beata Sawicka? Nie wiem. Źródła na ten temat milczą. Wiem jednak, że o tej właśnie godzinie dziennik.pl publikuje artykuł z Beatą Sawicką w roli głównej.

Dramat w Kazimierzu Dolnym trwa
2007-07-06 01:43 Aktualizacja 2007-07-06 06:29
Posłanka, kuzynka betanki, apeluje o pomoc

24-letnia Agata, kuzynka Beaty Sawickiej, posłanki PO, jest jedną z betanek zamkniętych w klasztorze w Kazimierzu Dolnym. Co się z nią tam dzieje? Czy nie jest krzywdzona? Posłanka chce prosić rząd i premiera, aby pomogli rozwiązać konflikt między byłymi siostrami a ich przełożonymi - informuje DZIENNIK.

DZIENNIK dotarł do krewnej jednej z sióstr. Nieoczekiwanie okazuje się, że to parlamentarzystka Platformy Obywatelskiej. "Agata jest betanką, córką brata mojego ojca" - mówi DZIENNIKOWI Beata Sawicka. "Ma 24 lata i pochodzi z województwa łódzkiego. Jej najbliższa rodzina odchodzi już od zmysłów, bo nie wie, co się z nią dzieje. W klasztorze może znajdować się nawet kilkadziesiąt sióstr zakonnych, a nie, jak mówiono wcześniej, kilkanaście" - dodaje. (...)

Tak trudno doliczyć się sióstr? Cudowne rozmnożenie?
Dotychczas Sawicka nie chciała otwarcie rozmawiać o całej sprawie, ale zmieniła zdanie, gdy ostatnio zdesperowana rodzina innej zakonnicy poprosiła ją o interwencję. "Zdecydowałam się w końcu wystąpić publicznie, bo jestem bezpośrednio zaangażowana w dramat tych sióstr jako członek rodziny i posłanka. Nie mogę pozwolić, by tak wrażliwy społecznie temat wciąż był przez polityków lekceważony" - mówi DZIENNIKOWI Sawicka.

Co sądzi o tym, co dzieje się za murami klasztoru? Sawicka, choć sama jest praktykującą katoliczką, to przyznaje, że trudno jej zrozumieć postawę Kościoła wobec zbuntowanych sióstr. Twierdzi, że medialny obraz betanek jest kompletnie fałszywy i niesprawiedliwy. "Rodziny zakonnic mówią mi, że w całej sprawie może chodzić o ambicjonalny spór między przełożonymi, a żadnych wizji, objawień czy parareligijnych wątków nie było" - mówi posłanka. O księdzu, który ma być rzekomo zamknięty z kobietami w klasztorze, też nie ma żadnej wiedzy.

Parlamentarzystka dodaje, że była gotowa zostać mediatorką, ale ma nadzieję, że sprawą zajmą się teraz władze państwa. Podkreśla, że rodziny zbuntowanych betanek czują się opuszczone w swoim dramacie. "Nie mają pomocy psychologicznej ani żadnego wsparcia" - mówi Sawicka. "Społeczeństwo już niemal zaakceptowało fakt, że bunt jest wewnętrzną sprawą Kościoła, tymczasem problem ma wymiar dużo szerszy, bo dotyczy nie tylko sióstr, ale i ich bliskich" - dodaje.

Jednym z powodów jej dotychczasowego milczenia była właśnie obawa o to, że opinia publiczna może jeszcze bardziej negatywnie odnieść się do zbuntowanych kobiet. Ale w tej chwili Sawicka nie ma już wyjścia: musi zaapelować o pomoc. "Pierwsze, co trzeba zrobić, to porozmawiać z rodzinami tamtych sióstr. Dotarcie do nich nie jest niemożliwe, a tu chodzi o zdrowie, a nawet życie ich najbliższych" - twierdzi posłanka. Do tej pory do betanek nie wysłano jeszcze profesjonalnego negocjatora, MSWiA ani podległe mu służby też nie wykonały żadnych ruchów.

Tymczasem wkrótce do klasztoru wkroczy komornik, który musi wykonać prawomocne orzeczenie sądu o eksmisji. Jeśli siostry nie wyniosą się po dobroci, będzie musiał użyć siły. "Boimy się, jak siostry zareagują, gdy wkroczą komornicy" - twierdzi posłanka. "Opowiedziałam o tej sytuacji niektórym posłom z mojej partii i doradzili mi, żebym skontaktowała się z ministrem spraw wewnętrznych i administracji Januszem Kaczmarkiem. Posłanka z ministrem zamierza się spotkać być może jeszcze w tym tygodniu.

A teraz, drogie dzieci, spróbujcie odpowiedzieć na następujące pytania.

Z kim "ze swojej partii" rozmawiała Sawicka na ten temat?

Do kogo dzwonił Janusz Kaczmarek tuż przed spotkaniem z Ryszardem Krauze?

Kiedy dokładnie redakcja Dziennika nawiązała kontakt z Sawicką?

Od kogo wyszła inicjatywa kontaktu z Dziennikiem?

Z kim z redakcji Dziennika rozmawiała Sawicka i kiedy dokładnie to było?

Jak nazywa się dziennikarz Dziennika, który rozmawiał z Sawicką w połowie września?
Piotrowskiego wszyscy określają podobnie: około 30 lat, przystojny, świetnie i drogo ubrany. W połowie września nasz dziennikarz poznał go osobiście na jednym ze spotkań w warszawskim lokalu Sofa. Reporter chciał porozmawiać z posłanką o możliwości skontaktowania redakcji z rodzinami czekających wtedy na eksmisję byłych betanek. Sawicka miała wśród nich cioteczną siostrę. Jako reprezentantka rodzin betanek spotykała się na rozmowach o ich sytuacji z szefami MSWiA - najpierw Januszem Kaczmarkiem, później Władysławem Stasiakiem. Parę minut po tym, jak usiedliśmy przy stoliku, do restauracji wszedł przystojny, ciemny blondyn w eleganckim garniturze. Zachowywał się jak jej bliski znajomy.
Czy ten reporter to ta sama osoba, z którą Sawicka była w kontakcie 5-6 lipca?
Dlaczego duża, ogólnopolska gazeta nie może sobie poradzić w tak prostej sprawie, jak dotarcie do rodzin betanek? Czy po rozmowie z Sawicką reporter Dziennika dotarł do rodzin betanek? Jeśli tak, to do których? Ty się nie dziwisz?

Coraz ciekawiej w sprawie Sawickiej

Nagle odnaleziona krewna Sawickiej wśród betanek. Spotkanie z ministrem MSWiA Januszem Kaczmarkiem. Oj ludu, mój ludu.

Niedziela, 8 lipca 2007
Posłanka PO - krewna b. betanki prosi o pomoc
PAP 15:05 (aktualizacja 16:25)

Posłanka PO Beata Sawicka, która jest krewną jednej z byłych betanek przebywających nielegalnie w klasztorze w Kazimierzu Dolnym, uważa, że w sprawie sióstr stanowisko powinny zająć władze państwowe. Zwróciła się o pomoc do premiera i do ministra spraw wewnętrznych.


Sawicka wyjaśniła, że początkowo trzymała w tajemnicy, iż jedna z b. betanek jest jej krewną. Dopiero tydzień temu na zjeździe rodzinnym podjęto decyzję, by interweniowała ona jako poseł u władz państwowych.

Posłanka poinformowała w TVN24, że jej spotkanie z ministrem SWiA Januszem Kaczmarkiem ma się odbyć we wtorek. Jak wyjaśniła, chciałaby uzyskać od ministra m.in. zapewnienie, że wobec zakonnic nie będzie rozwiązań siłowych.

Przecież nie można ukrywać faktu, że komornikom może towarzyszyć policja, natomiast policja podlega bezpośrednio panu ministrowi. Chciałabym uniknąć takiej konfrontacji i chciałabym bardzo (...) rozmawiać o tych kwestiach, które będą dotyczyły negocjacji - powiedziała.

Sawicka dodała, że nie ma jeszcze odpowiedzi na pismo, które skierowała do szefa rządu. W jej opinii, "ostateczną decyzję o interwencji, wejściu na teren klasztoru podejmie pan premier".

Cioteczna siostra Sawickiej 24-letnia Agata w zakonie betanek jest od 5 lat. Według posłanki, kontakt z nią urwał się ok. trzech miesięcy temu. Wcześniej, nie było problemu - twierdzi posłanka - z tym, by Agatę odwiedzić czy z nią porozmawiać. Zaznaczyła, że jej rodzina chce obalić informację, że betanki są sektą, że są w bardzo złej kondycji psychicznej.

Metropolita lubelski abp Józef Życiński uważa, że rozwiązanie sprawy byłych betanek jest bardzo trudne i nie uda się tego zrobić "przy błysku fleszów i w obecności kamer". Zaznaczył, że kobiety mieszkające w kazimierskim klasztorze nie są już członkiniami zakonu."



Dziennik
Eksmisja coraz bliżej
2007-09-04 01:19
"Pomóc odizolowanym niczym w sekcie kobietom starają się także ich rodziny. Szczególnie aktywna jest tu posłanka Platformy Obywatelskiej Beata Sawicka obawiająca się o los swojej kuzynki. Jak ustaliliśmy, w tym tygodniu ma rozmawiać na temat problemu z sekretarzem Episkopatu bp. Stanisławem Budzikiem.
Wcześniej spotkała się w tej sprawie z abp. Życińskim. Rozmawiała także z ministrem spraw wewnętrznych Władysławem Stasiakiem. Jak nam ujawniła, szef MSWiA zagwarantował, że w eksmisji udział wezmą odpowiednio przygotowani policjanci, a ich działania będą wykonywane ze szczególną starannością, aby nie dopuścić do zagrożenia dla osób znajdujących się w klasztorze."

Życie Warszawy
Iza Natasza Czapska
Życie Warszawy nr 188
13-08-2007

Nie dam zamieść brudów pod dywan

- Podejmując ten temat [betanek z Kazimierza nad Wisłą], wiedzieliśmy - ja i mój zespół - że jest kontrowersyjny, ale nie spodziewaliśmy się, że głos w sprawie przedstawienia zabierze sam metropolita lubelski. Jesteśmy zdziwieni, ale i zadowoleni - to promocja dla teatru niezależnego, którego jesteśmy reprezentantami - mówi Przemek Wiśniewski, reżyser, szef gorzowskiego Teatru Kreatury.


«Robi się gorąco wokół przygotowywanego przez Pana spektaklu o betankach z Kazimierza nad Wisłą. Niezadowolenie, że takie przedstawienie powstaje, wyraził nawet abp Józef Życiński. Może jeszcze się Pan wycofa?


- Podejmując ten temat, wiedzieliśmy - ja i mój zespół - że jest kontrowersyjny, ale nie spodziewaliśmy się, że głos w sprawie przedstawienia zabierze sam metropolita lubelski. Jesteśmy zdziwieni, ale i zadowoleni - to promocja dla teatru niezależnego, którego jesteśmy reprezentantami. Żadna wypowiedź arcybiskupa nie spowoduje, że nie dojdzie do premiery.

Abp Życiński nie jest pierwszą osobą, która chciałaby, aby spektakl nie powstał. Oponowała też Beata Sawicka, posłanka PO...

- O politykach to już w ogóle wolałbym się nie wypowiadać. Poza tym ta pani ma kuzynkę w tym klasztorze, więc jest osobiście zaangażowana w tę sprawę. Co do duchownych zaś - tak to już w Polsce jest, że jak się źle dzieje w Kościele, to wolą, żeby zamieść wszystkie brudy pod dywan. Na pewno więc nie na rękę jest hierarchom, że osoby z zewnątrz podejmują tak niewygodne tematy jak ten.
I dlatego zainteresował się Pan jako reżyser betankami? Sam Pan powiedział, że kontrowersje wokół spektaklu to promocja dla teatru.

- Promocja, ale nie konkretnie dla Kreatur, a dla teatru offowego w ogóle. My nie po raz pierwszy poruszamy niewygodne tematy. W spektaklu "Radosny żywot głupka" wykorzystywaliśmy wypowiedzi ojca Tadeusza Rydzyka, co spowodowało, że po przedstawieniach przychodziły do nas panie z kół Radia Maryja. Kiedy przygotowywaliśmy spektakl "g21" o "naprawianiu" świata przez terrorystów, doszło do zamachu na wieże WTC w Nowym Jorku. W "Odkryciu walca" użyliśmy nagrań z posiedzeń komisji śledczej w sprawie Lwa Rywina. Przy naszym teatrze działa też grupa happeningowa Wesołe Miasteczko, której akcje obnażały absurdalne działania władz Gorzowa. A betanki rzeczywiście zainteresowały mnie jako temat tabu.

(...) Byłem też dwa razy w Kazimierzu, rozmawiałem z ludźmi z miasteczka. Doszedłem po tych wizytach do wniosku, że nie będzie to spektakl o buncie, a o sekciarstwie, o manipulacji słabszymi osobowościami przez silniejsze. Nie mam więc pojęcia, skąd arcybiskup Życiński wziął informacje, że nasz spektakl będzie mówił o zbuntowanych betankach."