Serial z Tomaszem Lisem trwa. Od paru dni wyziera na nas z prawej strony portalu dziennik.pl. Tym razem pod zdjęciem podpis "Lis będzie mieć syna?" Równocześnie słyszymy, że ma być redaktorem naczelnym Dziennika. Jutro mogą dać podpis "A jeśli Lis będzie mieć córkę?" Czy takie publiczne merdanie ogonkiem do przyszłego szefa jest normalne? Zmieniają, dajmy na to, redaktora naczelnego The Guardian (znana czegotoniepisząca gazeta brytyjska, po linii GW) i w związku z tym publikują serial a la Britney Spears (u nas Doda)? Nie wyobrażam sobie jednak merdania w Washington Post bądź innej dużej gazecie z tradycjami.
W tle brzmią echa tego samego pytania zadawanego w mediach "A jeśli X mówił prawdę". X to Lepper, Lesiak, Kaczmarek, Kornatowicz, Gąsiorowski (przestępca od Art-B), Sawicka (przy tej nawet nie pisali jeśli, tylko jednoznacznie stanęli po jej stronie; wszystkie ręce były na pokładzie)? A że wiarygodność mówiącego jest bliska zero, to co z tego?
Nieważne, kto co mówi. Ważne kto słyszy. Ważne kto stawia znaki zapytania. Jeden maleńki znak, znak zapytania ma być usprawiedliwieniem do napisania każdej bzdury. Jutro się odwoła znak zapytania. Albo i nie. Jutro będą nowe znaki zapytania.
Można napisać i pokazać wszystko. Zadać poważnym głosem niepotrzebne pytanie dziś. I jutro samemu sobie niepotrzebnie na nie odpowiedzieć. Wydarzenie "wykreować" i odkreować. Komu jeszcze potrzebne są fakty i rzeczowa analiza? Politpoprawni się nie krygują. Walą na odlew. Zdumiałem się, słysząc wczoraj w programie "Warto rozmawiać" Jana Pospieszalskiego uwagę Jadwigi Staniszkis o słabym wykształceniu prawniczym Jarosława Kaczyńskiego. Jakie ma, takie ma (doktorat). To miał być argument w uzasadnieniu czegoś przez panią profesor? Nie można inaczej uzasadnić wyższości moich poglądów nad poglądami innych osób?
No to dobrze. Teraz każdy może sobie użyć argumentu ad personam bez żadnego skrępowania. Na przykład "Czegotoniemówiący Bartoszewski ma słabe wykształcenie i w ogóle. Jest w podeszłym wieku." Nie wypada, prawda? Dlaczego w drugą stronę wypada?
Wróćmy do Lisa. Wymieszanie dziennikarza, gwiazdy medialnej i polityka. Po co? To są nowe standardy dziennikarstwa? Kto je wyznacza. Czy raczej narzuca? Przecież to obciach. Nikt nie odważy się głośno powiedzieć "Król Midas ma ośle uszy?" Na pewno nie w redakcji Dziennika.
W dzienniku Polska chwalą się, że u nich publikuje. A gdzie on nie publikuje? GW, Dziennik, Polska, pewnie i w innych miejscach. Codzienne polowanie na czytelnika.
Wszystko się komuś pomieszało. Chyba o to chodzi, żeby się pomieszało?
Ci sami ludzie w gazetach, radio, telewizji, w tańcu z gwiazdami, z trzecimi żonami, w rewii na lodzie, rozmowie o pogodzie. Dalejże w tan. Hejże ha.
Dajcie nam żyć. Wyznaczcie Dni bez Lisa w mediach, żebym wiedział, kiedy można zajrzeć do gazety. Tylko zajrzeć. Przestałem kupować gazety.
wtorek, 23 października 2007
Dzień świstaka
Etykiety: Dziennik, fałsz, fałszowanie narracji, media, symulacja, Tomasz Lis
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz