W swoich zeznaniach 13 listopada 2009 przed sejmową komisją śledczą prokurator Olejnik aż 97 razy użył zwrotu "jakby tak". Pojawia się on w dość regularnych odstępach w jego wypowiedzi. W pewnym momencie używa tego zwrotu ok. 6 razy częściej. Oto ten fragment zeznań. Można wnioskować, że w tym miejscu Olejnik odczuwa szczególne napięcie i jest mniej pewny swoich zeznań. Szuka słów i stara się unikać jakichkolwiek konkretów. Fragment dotyczy nadzoru nad działaniami operacyjnymi grupy z Centralnego Biura Śledczego.
I pamiętam,
że po kilku takich, no, rozmowach – kiedy rzeczywiście, no, być może byłem bardzo
uciążliwy dla pana dyrektora Gołębiewskiego, albowiem, no, ciągle jakby tak o tą
sprawę go nagabywałem – chyba on, ja tutaj nie chciałbym tego jakby tak przesądzać, głowy bym nie dał, ale to chyba dyrektor Gołębiewski zaproponował, że może byśmy się spotkali z całą tą grupą i pogadali o sprawie. Ja mówię: No, czemu nie? To się spotkajmy i pogadamy. I chyba spotkaliśmy się, daty w ogóle nie jestem w stanie doprecyzować, no, ale na pewno to było wtedy jesienią 2004 r., spotkaliśmy się u mnie w Prokuraturze Krajowej. Nie powiem dzisiaj, czy już wtedy jakiś sygnał był, który oni przekazali, że są pewne informacje, które mogą wskazywać, że Krzysztof Olewnik żyje, czy też nie. Na pewno pogadaliśmy o sprawie i na pewno, ja jakby tak
wypowiedziałem te wszystkie swoje żale, kierunki, spostrzeżenia, które bezwzględnie
wymagają pogłębienia, spenetrowania i doprecyzowania.
Ja – jakby tak znowuż wyprzedzając – z tą grupą, nie pamiętam, czy znaczy, już
nawet dziś nie powiem, czy to była cała grupa, no, było kilku policjantów, ale czy
któregoś brakowało czy nie, tak między Bogiem a prawdą, to ja chyba tego na
początku nawet nie wiedziałem, ile ta grupa liczy osób. Po prostu dyrektor
Gołębiewski przekazał mi, że jest grupa i tu jakby tak on brał za to odpowiedzialność.
To mnie wystarczało i uważałem, że tutaj grupa pracuje.
Na pewno spotkaliśmy się jeszcze drugi raz z tą grupą, przypadkiem, kiedy byłem
w komendzie głównej, w Centralnym Biurze Śledczym. Było to późną wiosną już
2005 r., kiedy przy okazji omawiania innych spraw, jak zwykle zapytałem dyrektora
Gołębiewskiego: A co w tej sprawie? A on mówi: No, słuchaj, no, w tej sprawie może
być przełom. Zaraz poproszę chłopaków i oni ci powiedzą. No i rzeczywiście, weszli
do gabinetu dyrektora Gołębiewskiego i mówią: Panie prokuratorze, no, mamy mocny sygnał – to spotkanie było jakoś w tygodniu – że w ciągu weekendu możemy
chłopaka przywieźć. Możemy mieć trudności logistyczne. Ja tak się zaśmiałem do
dyrektora Gołębiewskiego, mówię: Panie dyrektorze, mają mieć wszystko, jak będzie
trzeba. Jak będzie trzeba, to i śmigłowiec, i wszystko inne, niech to weryfikują i
sprawdzają. Przed tym spotkaniem jeszcze na pewno miałem kilkakrotne jakby tak,
no, sygnały, czy to, chyba od dyrektora Gołębiewskiego, że są pewne przesłanki, które
zezwalają na przyjęcie, że Krzysztof Olewnik żyje.
Jeżeli teraz mówimy o tych informacjach, bo nieraz jakby tak są w tym zakresie
rozważania, że ja byłem zwolennikiem wersji samouprowadzenia, to – nie. Ja z
policjantami nigdy nie rozmawiałem o wersjach. Ja z nimi rozmawiałem, że mają
opracować wszystkie wersje i je weryfikować. Nigdy nie mówiliśmy o
prawdopodobieństwie. Ja tutaj mówię o wpadkowości pewnych informacji. Oni po
prostu na różnych etapach przekazywali: Mamy taką informację. Moja odpowiedź
zawsze była taka: Panowie, dowód. Weryfikujcie i przynieście prokuratorowi dowody.
Zawsze było takie założenie i takie było nakreślenie horyzontów pracy przeze mnie
dla policjantów, że mają opracować wszystkie możliwe założenia, wszystkie możliwe
wersje i je po prostu systematycznie realizować, analizować, wykonywać w tym
zakresie określone czynności dowodowe.
Olejnik podtrzymywał wersję o samouprowadzeniu. Jego śmiech z tego zdania brzmi nieszczerze:
Ja tak się zaśmiałem do dyrektora Gołębiewskiego, mówię: Panie dyrektorze, mają mieć wszystko, jak będzie trzeba.I ten pan Olejnik zgłosił się, jakby tak, no, do konkursu na stanowisko prokuratora generalnego. Tymczasem bełkotliwy ton jego zeznań przed komisją śledczą stawia go bliżej roli oskarżonego niż prokuratora.