sobota, 20 października 2007

Gdzie diabeł nie może

Kochane dzieci. W ramach ćwiczeń czytania ze zrozumieniem zajmiemy się dzisiaj opowiadaniem pod tytułem "Siostry betanki z naszej pierwszej czytanki".

Najpierw króciutko tło historyczne. Następnie tło histeryczne.

5 lipca 2007, 23:27. Czy wiesz, gdzie jest Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji Janusz Kaczmarek? Wiem. Spotyka się z Ryszardem Krauze w jego apartamencie w hotelu Marriott.

6 lipca 2007, 1:43. Czy wiesz, gdzie jest posłanka Beata Sawicka? Nie wiem. Źródła na ten temat milczą. Wiem jednak, że o tej właśnie godzinie dziennik.pl publikuje artykuł z Beatą Sawicką w roli głównej.

Dramat w Kazimierzu Dolnym trwa
2007-07-06 01:43 Aktualizacja 2007-07-06 06:29
Posłanka, kuzynka betanki, apeluje o pomoc

24-letnia Agata, kuzynka Beaty Sawickiej, posłanki PO, jest jedną z betanek zamkniętych w klasztorze w Kazimierzu Dolnym. Co się z nią tam dzieje? Czy nie jest krzywdzona? Posłanka chce prosić rząd i premiera, aby pomogli rozwiązać konflikt między byłymi siostrami a ich przełożonymi - informuje DZIENNIK.

DZIENNIK dotarł do krewnej jednej z sióstr. Nieoczekiwanie okazuje się, że to parlamentarzystka Platformy Obywatelskiej. "Agata jest betanką, córką brata mojego ojca" - mówi DZIENNIKOWI Beata Sawicka. "Ma 24 lata i pochodzi z województwa łódzkiego. Jej najbliższa rodzina odchodzi już od zmysłów, bo nie wie, co się z nią dzieje. W klasztorze może znajdować się nawet kilkadziesiąt sióstr zakonnych, a nie, jak mówiono wcześniej, kilkanaście" - dodaje. (...)

Tak trudno doliczyć się sióstr? Cudowne rozmnożenie?
Dotychczas Sawicka nie chciała otwarcie rozmawiać o całej sprawie, ale zmieniła zdanie, gdy ostatnio zdesperowana rodzina innej zakonnicy poprosiła ją o interwencję. "Zdecydowałam się w końcu wystąpić publicznie, bo jestem bezpośrednio zaangażowana w dramat tych sióstr jako członek rodziny i posłanka. Nie mogę pozwolić, by tak wrażliwy społecznie temat wciąż był przez polityków lekceważony" - mówi DZIENNIKOWI Sawicka.

Co sądzi o tym, co dzieje się za murami klasztoru? Sawicka, choć sama jest praktykującą katoliczką, to przyznaje, że trudno jej zrozumieć postawę Kościoła wobec zbuntowanych sióstr. Twierdzi, że medialny obraz betanek jest kompletnie fałszywy i niesprawiedliwy. "Rodziny zakonnic mówią mi, że w całej sprawie może chodzić o ambicjonalny spór między przełożonymi, a żadnych wizji, objawień czy parareligijnych wątków nie było" - mówi posłanka. O księdzu, który ma być rzekomo zamknięty z kobietami w klasztorze, też nie ma żadnej wiedzy.

Parlamentarzystka dodaje, że była gotowa zostać mediatorką, ale ma nadzieję, że sprawą zajmą się teraz władze państwa. Podkreśla, że rodziny zbuntowanych betanek czują się opuszczone w swoim dramacie. "Nie mają pomocy psychologicznej ani żadnego wsparcia" - mówi Sawicka. "Społeczeństwo już niemal zaakceptowało fakt, że bunt jest wewnętrzną sprawą Kościoła, tymczasem problem ma wymiar dużo szerszy, bo dotyczy nie tylko sióstr, ale i ich bliskich" - dodaje.

Jednym z powodów jej dotychczasowego milczenia była właśnie obawa o to, że opinia publiczna może jeszcze bardziej negatywnie odnieść się do zbuntowanych kobiet. Ale w tej chwili Sawicka nie ma już wyjścia: musi zaapelować o pomoc. "Pierwsze, co trzeba zrobić, to porozmawiać z rodzinami tamtych sióstr. Dotarcie do nich nie jest niemożliwe, a tu chodzi o zdrowie, a nawet życie ich najbliższych" - twierdzi posłanka. Do tej pory do betanek nie wysłano jeszcze profesjonalnego negocjatora, MSWiA ani podległe mu służby też nie wykonały żadnych ruchów.

Tymczasem wkrótce do klasztoru wkroczy komornik, który musi wykonać prawomocne orzeczenie sądu o eksmisji. Jeśli siostry nie wyniosą się po dobroci, będzie musiał użyć siły. "Boimy się, jak siostry zareagują, gdy wkroczą komornicy" - twierdzi posłanka. "Opowiedziałam o tej sytuacji niektórym posłom z mojej partii i doradzili mi, żebym skontaktowała się z ministrem spraw wewnętrznych i administracji Januszem Kaczmarkiem. Posłanka z ministrem zamierza się spotkać być może jeszcze w tym tygodniu.

A teraz, drogie dzieci, spróbujcie odpowiedzieć na następujące pytania.

Z kim "ze swojej partii" rozmawiała Sawicka na ten temat?

Do kogo dzwonił Janusz Kaczmarek tuż przed spotkaniem z Ryszardem Krauze?

Kiedy dokładnie redakcja Dziennika nawiązała kontakt z Sawicką?

Od kogo wyszła inicjatywa kontaktu z Dziennikiem?

Z kim z redakcji Dziennika rozmawiała Sawicka i kiedy dokładnie to było?

Jak nazywa się dziennikarz Dziennika, który rozmawiał z Sawicką w połowie września?
Piotrowskiego wszyscy określają podobnie: około 30 lat, przystojny, świetnie i drogo ubrany. W połowie września nasz dziennikarz poznał go osobiście na jednym ze spotkań w warszawskim lokalu Sofa. Reporter chciał porozmawiać z posłanką o możliwości skontaktowania redakcji z rodzinami czekających wtedy na eksmisję byłych betanek. Sawicka miała wśród nich cioteczną siostrę. Jako reprezentantka rodzin betanek spotykała się na rozmowach o ich sytuacji z szefami MSWiA - najpierw Januszem Kaczmarkiem, później Władysławem Stasiakiem. Parę minut po tym, jak usiedliśmy przy stoliku, do restauracji wszedł przystojny, ciemny blondyn w eleganckim garniturze. Zachowywał się jak jej bliski znajomy.
Czy ten reporter to ta sama osoba, z którą Sawicka była w kontakcie 5-6 lipca?
Dlaczego duża, ogólnopolska gazeta nie może sobie poradzić w tak prostej sprawie, jak dotarcie do rodzin betanek? Czy po rozmowie z Sawicką reporter Dziennika dotarł do rodzin betanek? Jeśli tak, to do których? Ty się nie dziwisz?

Coraz ciekawiej w sprawie Sawickiej

Nagle odnaleziona krewna Sawickiej wśród betanek. Spotkanie z ministrem MSWiA Januszem Kaczmarkiem. Oj ludu, mój ludu.

Niedziela, 8 lipca 2007
Posłanka PO - krewna b. betanki prosi o pomoc
PAP 15:05 (aktualizacja 16:25)

Posłanka PO Beata Sawicka, która jest krewną jednej z byłych betanek przebywających nielegalnie w klasztorze w Kazimierzu Dolnym, uważa, że w sprawie sióstr stanowisko powinny zająć władze państwowe. Zwróciła się o pomoc do premiera i do ministra spraw wewnętrznych.


Sawicka wyjaśniła, że początkowo trzymała w tajemnicy, iż jedna z b. betanek jest jej krewną. Dopiero tydzień temu na zjeździe rodzinnym podjęto decyzję, by interweniowała ona jako poseł u władz państwowych.

Posłanka poinformowała w TVN24, że jej spotkanie z ministrem SWiA Januszem Kaczmarkiem ma się odbyć we wtorek. Jak wyjaśniła, chciałaby uzyskać od ministra m.in. zapewnienie, że wobec zakonnic nie będzie rozwiązań siłowych.

Przecież nie można ukrywać faktu, że komornikom może towarzyszyć policja, natomiast policja podlega bezpośrednio panu ministrowi. Chciałabym uniknąć takiej konfrontacji i chciałabym bardzo (...) rozmawiać o tych kwestiach, które będą dotyczyły negocjacji - powiedziała.

Sawicka dodała, że nie ma jeszcze odpowiedzi na pismo, które skierowała do szefa rządu. W jej opinii, "ostateczną decyzję o interwencji, wejściu na teren klasztoru podejmie pan premier".

Cioteczna siostra Sawickiej 24-letnia Agata w zakonie betanek jest od 5 lat. Według posłanki, kontakt z nią urwał się ok. trzech miesięcy temu. Wcześniej, nie było problemu - twierdzi posłanka - z tym, by Agatę odwiedzić czy z nią porozmawiać. Zaznaczyła, że jej rodzina chce obalić informację, że betanki są sektą, że są w bardzo złej kondycji psychicznej.

Metropolita lubelski abp Józef Życiński uważa, że rozwiązanie sprawy byłych betanek jest bardzo trudne i nie uda się tego zrobić "przy błysku fleszów i w obecności kamer". Zaznaczył, że kobiety mieszkające w kazimierskim klasztorze nie są już członkiniami zakonu."



Dziennik
Eksmisja coraz bliżej
2007-09-04 01:19
"Pomóc odizolowanym niczym w sekcie kobietom starają się także ich rodziny. Szczególnie aktywna jest tu posłanka Platformy Obywatelskiej Beata Sawicka obawiająca się o los swojej kuzynki. Jak ustaliliśmy, w tym tygodniu ma rozmawiać na temat problemu z sekretarzem Episkopatu bp. Stanisławem Budzikiem.
Wcześniej spotkała się w tej sprawie z abp. Życińskim. Rozmawiała także z ministrem spraw wewnętrznych Władysławem Stasiakiem. Jak nam ujawniła, szef MSWiA zagwarantował, że w eksmisji udział wezmą odpowiednio przygotowani policjanci, a ich działania będą wykonywane ze szczególną starannością, aby nie dopuścić do zagrożenia dla osób znajdujących się w klasztorze."

Życie Warszawy
Iza Natasza Czapska
Życie Warszawy nr 188
13-08-2007

Nie dam zamieść brudów pod dywan

- Podejmując ten temat [betanek z Kazimierza nad Wisłą], wiedzieliśmy - ja i mój zespół - że jest kontrowersyjny, ale nie spodziewaliśmy się, że głos w sprawie przedstawienia zabierze sam metropolita lubelski. Jesteśmy zdziwieni, ale i zadowoleni - to promocja dla teatru niezależnego, którego jesteśmy reprezentantami - mówi Przemek Wiśniewski, reżyser, szef gorzowskiego Teatru Kreatury.


«Robi się gorąco wokół przygotowywanego przez Pana spektaklu o betankach z Kazimierza nad Wisłą. Niezadowolenie, że takie przedstawienie powstaje, wyraził nawet abp Józef Życiński. Może jeszcze się Pan wycofa?


- Podejmując ten temat, wiedzieliśmy - ja i mój zespół - że jest kontrowersyjny, ale nie spodziewaliśmy się, że głos w sprawie przedstawienia zabierze sam metropolita lubelski. Jesteśmy zdziwieni, ale i zadowoleni - to promocja dla teatru niezależnego, którego jesteśmy reprezentantami. Żadna wypowiedź arcybiskupa nie spowoduje, że nie dojdzie do premiery.

Abp Życiński nie jest pierwszą osobą, która chciałaby, aby spektakl nie powstał. Oponowała też Beata Sawicka, posłanka PO...

- O politykach to już w ogóle wolałbym się nie wypowiadać. Poza tym ta pani ma kuzynkę w tym klasztorze, więc jest osobiście zaangażowana w tę sprawę. Co do duchownych zaś - tak to już w Polsce jest, że jak się źle dzieje w Kościele, to wolą, żeby zamieść wszystkie brudy pod dywan. Na pewno więc nie na rękę jest hierarchom, że osoby z zewnątrz podejmują tak niewygodne tematy jak ten.
I dlatego zainteresował się Pan jako reżyser betankami? Sam Pan powiedział, że kontrowersje wokół spektaklu to promocja dla teatru.

- Promocja, ale nie konkretnie dla Kreatur, a dla teatru offowego w ogóle. My nie po raz pierwszy poruszamy niewygodne tematy. W spektaklu "Radosny żywot głupka" wykorzystywaliśmy wypowiedzi ojca Tadeusza Rydzyka, co spowodowało, że po przedstawieniach przychodziły do nas panie z kół Radia Maryja. Kiedy przygotowywaliśmy spektakl "g21" o "naprawianiu" świata przez terrorystów, doszło do zamachu na wieże WTC w Nowym Jorku. W "Odkryciu walca" użyliśmy nagrań z posiedzeń komisji śledczej w sprawie Lwa Rywina. Przy naszym teatrze działa też grupa happeningowa Wesołe Miasteczko, której akcje obnażały absurdalne działania władz Gorzowa. A betanki rzeczywiście zainteresowały mnie jako temat tabu.

(...) Byłem też dwa razy w Kazimierzu, rozmawiałem z ludźmi z miasteczka. Doszedłem po tych wizytach do wniosku, że nie będzie to spektakl o buncie, a o sekciarstwie, o manipulacji słabszymi osobowościami przez silniejsze. Nie mam więc pojęcia, skąd arcybiskup Życiński wziął informacje, że nasz spektakl będzie mówił o zbuntowanych betankach."