W artykule "Stanowczość i agresja" w Dzienniku z 23 marca 2010 funkcjonariusz w zalewie swojego bełkotu atakuje Polskę i jej obrońców. Niedługo 70 rocznica ludobójstwa na polskich oficerach w Katyniu. Funkcjonariusze wykonują brudną robotę prewencyjną. Atak na obrońców ojczyzny. Żeby osłabić wymowę nadchodzącej rocznicy. Zgodnie z instrukcją funkcjonariusz Król nie używa nazwy Armia Krajowa. Mówi jedynie o bliżej niezidentyfikowanych żołnierzach antykomunistycznego podziemia. Atak typowy dla propagandy komunistycznej.
Jednak nie należy mieć pretensji tylko do polityków. Agresję stosują także dziennikarze. W radiu, w jedynce i coraz częściej w trójce (nie wspominam Radia Maryja), mamy do czynienia z wypowiedziami, które nie mają charakteru informacyjnego, tylko emocjonalny, a najczęściej agresywny. Nie chodzi bowiem o rozważenie problemu, lecz o sformułowanie zarzutu. Oto w jednej z audycji usłyszałem, że w Polsce celowo przez ostatnie dwadzieścia lat nie wspominano o żołnierzach antykomunistycznego podziemia i - co już jest śmieszne - że gdyby nie Armia Czerwona polskie zbrojne powojenne podziemie doprowadziłoby do wyzwolenia Polski. Gdyby ciocia miała wąsy? O tę nieżyczliwość oskarżono niejasne siły z niejasnych powodów utrudniające poznanie prawdy.
Ten sam funkcjonariusz wykonał w listopadzie atak na Święto Niepodległości: