sobota, 25 października 2008

Bełkot funkcjonariusza Zaremby

Oto artykuł funkcjonariusza Zaremby z okazji 30 rocznicy wyboru Jana Pawła II na papieża. Pozorując życzliwość, Zaremba wykonuje socjotechniczną robotę, która ma na celu zniszczenie wizerunku Jana Pawła II jako duchowego pasterza Kościoła i nauczyciela. Identyczny cel realizowała dyktatura komunistyczna. W artykule Zaremba pisze, że lubił Gierka. Zapraszam do uważnej lektury fragmentów artykułu.



16 października 1978 r. ja, piętnastolatek, kąpię się w łazience, a w pokoju rodzice oglądają telewizyjny dziennik. Mama woła nagle: Polak został papieżem! Wydostaję się z wanny. Słucham, jak donośny głos anonsuje wybór Jana Pawła II, kalecząc nazwisko "Wojtyła" - pisze w DZIENNIKU Piotr Zaremba.
Już na samym początku artykułu próbuje sprowadzić myśli czytelnika do najniższego poziomu. Stąd bezsensowne wspomnienie o łazience (kogo obchodzi to, czy był wtedy w łazience czy nie?). Dalej "kalecząc nazwisko Wojtyła". W tym zdaniu także mamy do czynienia z próbą zniszczenia doniosłości tej chwili. Zwraca uwagę na rzeczy nieistotne, pomijając to, co najważniejsze. To typowy chwyt funkcjonariuszy.
(...) Co dalej? Pamiętam moje i moich rówieśników poczucie: Wojtyła to fajny gość. Inny niż księża, których poznawaliśmy na co dzień. Już wtedy krążyły opowieści o tym, jak jeździł z młodzieżą na narty, jak biwakował. Moje najbardziej atrakcyjne koleżanki z liceum powtarzały z egzaltacją: "nasz papież". Zupełnie jakby mówiły o gwiazdach rockowych.
Tu mamy atak na duchowieństwo: "Inny niż księża, których poznawaliśmy na co dzień". Próba przeciwstawienia Karola Wojtyły całemu polskiemu duchowieństwu, co jest kompletnym absurdem. "Fajny gość", czyli znów negacja duchowości. Pisze o egzaltacji, sugerując tym samym płyciznę doznań duchowych. Ustawia papieża w rzędzie z muzykami rockowymi. Trudno o większy bezsens.
(...) Lubiłem Edwarda Gierka, wydawał mi się sympatyczny i zachodni. Ale każdy by się roześmiał, słuchając kawału: "Przychodzą polscy dziennikarze do Gierka i pytają: Towarzyszu pierwszy sekretarzu, cieszycie się, że Wojtyła został papieżem? Oj, cieszę się cieszę - pada odpowiedź. Ale naprawdę się cieszycie? Oj, cieszę się cieszę, bardzo się cieszę. Ale towarzyszu pierwszy sekretarzu, naprawdę się cieszycie? No tak naprawdę, to wolałbym, żeby został Babiuch". Edward Babiuch był bardzo mało charyzmatyczną osobą numer trzy w PZPR.
"Lubiłem Edwarda Gierka". Dalej: "każdy by się roześmiał, słuchając kawału". Nie każdy. Zaremba próbuje ocieplić komunistyczną dyktaturę. "Kawał" o Babiuchu brzmi, jakby był przeznaczony dla betonu PZPR. Proszę zauważyć, że Zaremba ciepło pisze o Gierku, a lodowato o papieżu. To nie pomyłka. Tak piszą funkcjonariusze.
To poczucie bezsilności władzy, ba państwa, ujawniło się najmocniej wiosną 1979 r., gdy Jan Paweł II przyjechał do nas. W przeddzień jego wizyty w Warszawie i nasza wychowawczyni, i pani od łaciny w liceum powtórzyły z naciskiem, że następnego dnia mamy być normalnie w szkole. Obie nie były partyjne. Dzień później przyszły podobno tylko trzy osoby. Nikt nigdy do tych nieobecności nie nawiązywał. Jakby to się nie zdarzyło.
"nie były partyjne"? Co z tego wynika? Nie wiemy kim były. Równie dobrze mogły współpracować z SB lub mogły być zastraszone przez dyrekcję szkoły.
Kolejne papieskie pielgrzymki to był gigantyczny tor z przeszkodami. W 1979 r. żeby pójść ze swoją grupą na mszę dla młodzieży na Placu Zamkowym, wyszedłem z domu przed trzecią rano. W 1983 r. wraz kolegami ze studiów (historia, Uniwersytet Warszawski) zapisaliśmy się do papieskiej służby porządkowej. Spędziłem z nimi cały dzień na Stadionie Dziesięciolecia, zanim przyjechał On. Potem z dwoma kolegami wyruszyłem pociągiem do Wrocławia. Pół nocy w podróży, drugie pół - wędrówka na wrocławski hipodrom, żeby Go posłuchać i zobaczyć. Wreszcie znów pełen ludzi pociąg i msza w Nowej Hucie. Nieprzespane noce, tłok i stałe poczucie, że nic nie widać, niewiele słychać.
"gigantyczny tor z przeszkodami". Tak, dla funkcjonariuszy to był tor z przeszkodami. Wierni przeżywali podniosłe chwile. A funkcjonariusze mieli tor z przeszkodami.

"nic nie widać, niewiele słychać". Te słowa podkreślają dystans i wyobcowanie. Funkcjonariusz musi tak pisać - ma przedstawiać papieża jako osobę całkowicie daleką i obcą.
Bo pozostał białą figurką, która gdzieś mignęła, do której nie można się było dopchać. I której, prawdę mówiąc, słuchałem jednym uchem. W roku 1979 msza na Placu Zamkowym to była wyprawa z nowymi kolegami z liceum. W 1983 integrowałem się z kolei na potęgę z kolegami ze studiów. Na dokładkę wtedy już wszędzie szukaliśmy antykomunistycznej zadymy. Kiedy na uliczkach Nowej Huty doszło go ganianek z milicją, poczułem ulgę. Wreszcie się dzieje!
Dalej to samo. Traktowanie pielgrzymki papieskiej jak koncertu piosenkarza. Prymitywizacja uczuć wiernych i doznań duchowych. Funkcjonariusz.
Bo doszła polityka! Pamiętam nadsłuchiwanie z rodzicami głosu papieża w Wolnej Europie na początku stanu wojennego. Ludzie "Solidarności" wspominają, jak to obawiali się Wałęsy po wyjściu z internowania. Czy nie okaże się za miękki? Ja, wstyd się przyznać, bałem się głosu Jana Pawła II. Byłem już po kuble zimnej wody, który wylał nam na głowy, szkoda, że w wyjątkowo niezręczny sposób, prymas Glemp. Więc się bałem. Niepotrzebnie. Do dziś nie wiem, czy Kościół grał na kilku fortepianach z rozmysłem, czy to była naturalna różnica temperamentów. Mocny czysty głos z Rzymu mówiący o "naszych niezbywalnych prawach" był tym, czego wyczekiwaliśmy. Papież okazał się papieżem powstańczym, nawet jeśli do powstania nikt nie wzywał.
Tu próbuje wmawiać, że papież to nie Ewangelia, wiara, zmartwychwstanie ducha, ale polityka. "Papież okazał się papieżem powstańczym" - cóż za bełkot. Typowy bełkot funkcjonariusza.
Dopiero w wiele lat później, pisząc książkę o Ruchu Młodej Polski, dowiedziałem się, że w 1979 r. podczas Jego pierwszej pielgrzymki niektórzy członkowie straży papieskiej do spółki z milicjantami wyrywali ludziom opozycji transparenty. W 1983 r. nikt by się na coś takiego nie odważył, ale pamiętam nasze zgorszenie, gdy jeden z naszych "dowódców" ze straży przechadzał się za pan brat z oficerem MO. Więc była ta dwuznaczność - my ludzie "Solidarności", ale na ile reszta Kościoła za nami nadąża? Byliśmy przekonani, że Jan Paweł II jest w tej sprawie z nami, ale czy na pewno? Po wyjeździe papieża próbowaliśmy jeszcze działać w straży. Skończyło się na jednej procesji Bożego Ciała. Nasz papież był wodzem narodu.
"Nasz papież był wodzem narodu". Papież nigdy nie był wodzem narodu. To oczywiste kłamstwo. Takie same kłamstwo jak kłamstwo funkcjonariusza Michalskiego, że Jan Paweł II był społecznym Mesjaszem. Jest to kontynuacja prób propagandy komunistycznej, której celem było zniszczenie ducha.
Z następnej pielgrzymki 1987 r. Aleksander Hall zapamiętał morze transparentów "Solidarności" w Gdańsku. Ale ja zapamiętałem samotność małej, rozpędzonej przez milicję demonstracji po mszy, gdzieś na warszawskim Powiślu. I artykuł Tomasza Wołka pod pseudonimem Józef Wierny w podziemnej "Polityce Polskiej" wyklinający tych, którzy "wykorzystują Kościół do swoich celów".
Wołek? Śmiechu warte. Wołek jest nikim. Prostym funkcjonariuszem. Funkcjonariusz Zaremba całe papiestwo Jana Pawła usiłuje wtłoczyć w politykę i demonstracje. Nie jest jednak idiotą. Wykonuje zadanie.
Jak na to patrzę po latach? Zarzucając nam upolitycznienie wszystkiego, także kolejnych papieskich pielgrzymek, tacy katoliccy intelektualiści jak Andrzej Grzegorczyk dotykali jakiegoś problemu. Moi koledzy ze studiów nawet jak organizowali pikiety antyalkoholowe przed sklepem monopolowym (tak, tak), walczyli ze znienawidzoną władzą. Tyle że ja ludzi, którzy się tym oburzali, także księży, odbierałem jako "sztukatorów" z piosenki Gintrowskiego. Jako tych, którzy wszystko chcą na siłę upiększyć. Nawet plecy tych co siedzą w więzieniu pomalować na różowo.
Ale gdzie w tym biała figurka widziana z daleka? To, co mówił, jednym uchem wlatywało, drugim wylatywało - może poza: Niech zstąpi duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi. Ale to zapamiętać, to straszny banał. Ja zresztą cały czas się wadziłem z papieżem. Miałem do niego pretensję - na przykład o to, że jeżdżąc po świecie, nie rozróżnia między demokratycznymi przywódcami i dyktatorami. I nie chodziło mi tylko o Jaruzelskiego, ale o Pinocheta. Powiedzmy też sobie szczerze, nie dawaliśmy sobie rady z niektórymi punktami jego nauki. Ja nie miałem jak Andrzej Horubała snów, w których debatuję z księdzem Wojtyłą o seksie przedmałżeńskim. Ale dowiedziałem się kiedyś, że papież naucza: grzeszyć można nawet z własną żoną. Pobiegłem z tym do kolegi, który uchodził za związanego z Kościołem. - No tak, to przesada - przyznał po namyśle.
Ostatni akapit to kwintesencja pisaniny funkcjonariusza. Próba całkowitej anihilacji nauki papieskiej. Żaden szanujący się człowiek nie mógłby tak napisać. Że nic nie zapamiętał. Co za bzdura. Zaremba przedstawia siebie tutaj jako najbardziej prymitywnego z prymitywnych: nic nie zapamiętał, miał pretensje do Jana Pawła II i nie wie, że grzech ma różne oblicza. Funkcjonariusz.
(...) Właśnie, moja mama... U schyłku lat 80. wdałem się w kłótnię z grupą kolegów o tak zwaną ludową religijność. - Siedzą, śpiewają te swoje grafomańskie pieśni, modlą się do Matki Boskiej, jakby była trzecią osobą Trójcy - krzywili się moi rówieśnicy, którzy poprzednie lata spędzili przy grobie księdza Popiełuszki, ale mieli dosyć. Mnie się zrobiło żal tych ludzi, wśród których była też moja mama. Czułem, że są jakoś tam prawdziwsi od nas. - A papież? - przypomniałem, przywołując obraz krzepkiego mężczyzny, który zawodzi "Barkę", nieco fałszując. To było nasze... Przynajmniej moje.
Tu znów próby rozdzielenia papieża od całego polskiego kościoła. Proszę zwrócić uwagę na następujące zwroty:
grafomańskie pieśni
modlą się do Matki Boskiej
mieli dosyć
Mnie się zrobiło żal tych ludzi
zawodzi "Barkę", nieco fałszując
To typowa socjotechnika funkcjonariuszy, usiłujących opakować chrześcijaństwo w negatywne zwroty. Pogarda dla chrześcijaństwa i głębokiej wiary. Tak pisze tylko funkcjonariusz.
Była i historia, o odmiennej wymowie. Kolega ze studiów Maciej Podbielkowski obeznany z kościelnymi sprawami opowiadał, jak na audiencji papież ściskał ludziom ręce. A tu jakiś Polak wczepiony w papieską dłoń po prostu zaczął przekazywać ją stojącej obok kobiecie. - Bierz pani tę rękę - burknął mężczyzna. Zobaczyłem wtedy innego papieża, już umęczonego (choć były jeszcze lata 80.), traktowanego przez rodaków jako cenny, ale jednak przedmiot. To była druga, mniej sympatyczna strona tej ludowej religijności, której broniłem.
Dalszy ciąg socjotechniki. Próba wdeptania papiestwa w ziemię.
Tylko czy ja byłem lepszy? W 1991 r. papież znów przyjechał. Zerkałem na telewizor ze zniecierpliwieniem. Raz wybrałem się na mszę, ale nawet go nie zobaczyłem. Znów byłem daleko. I poirytowały mnie słowa Jana Pawła II. Kazał nam być niezadowolonym z tego, co jest. Z transformacji? Z liberalnej demokracji? Z tego jak się prowadzimy? Czego od nas chce? Może powinien mówić jaśniej? - zastanawiałem się. Ja, 28-latek, który wciąż niewiele rozumiał.
"Poirytowały mnie słowa Jana Pawła II". Podkreślanie dystansu i obcości. "Czego od nas chce?" - tak funkcjonariusze widzą papieża.
Dziś myślę, że nie chciał mówić jaśniej z powodu "zatwardziałości naszych serc". Pozwalał nam nie brać swoich słów do siebie. Ale przestał być trochę fałszującym, krzepkim księdzem od wypraw na narty i powstańczym papieżem mile nas łechcącym wzmiankami o "Solidarności". Zaczynał nową debatę o Polsce, w której nie byliśmy już trzymającymi się za ręce dziećmi Sierpnia. Do dziś niepokoją mnie jego groźne słowa...
Dalsze wdeptywanie w najniższy poziom:
fałszujący, krzepki ksiądz od wypraw na narty
powstańczy papież
mile łechcący wzmiankami o "Solidarności"
groźne słowa
Arogancki, zarozumiały funkcjonariusz. Osadzony w roli bełkocącego sceptyka, który niczego nie rozumie. Podobnym bełkotem posługiwały się władze komunistyczne i ich służby.