poniedziałek, 22 października 2007

Kazimierz Dolny, betanki, 10 października 2007

Nie jest łatwo wybrać sposób prezentacji tej historii. Na coś trzeba się zdecydować. Niech będzie, że na razie przypomnimy, co zdarzyło się 10 października 2007 w Kazimierzu Dolnym. Oto fragmenty relacji z GW:

godz. 7:37 - Pod domem betanek na razie dziennikarze i policja czekają na godzinę 9.

Ekipy telewizyjne i radiowe koczują tam od wczoraj. W nocy ktoś zapalił naprzeciwko domu betanek ponad 30 zniczy. Paliły się całą noc. Wokół nich wisiały karteczki, które wczoraj ktoś rozwiesił w całej okolicy domu betanek.

"Nie czyńcie im gwałtu, krwi niewinnej nie rozlewając w tym miejscu", "Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela", "Teraz nadeszła dla Was godzina powstania ze snu" - można na nich przeczytać.
Kto rozwieszał karteczki. Czy 30 zniczy to przypadkowa liczba? To wcale nie musi dziwne pytanie.

godz. 7:40 - Po co policji kamera na drzewie przy murze domu betanek? - Dowódca, który sprawuje pieczę nad akcją musi podejmować strategiczne decyzje - wyjaśnia Janusz Wójtowicz, rzecznik prasowy komendanta wojewódzkiego policji w Lublinie. Dodaje, że eksmisję przeprowadzi komornik, a nie policja. Rola policjantów ma ograniczyć się jedynie do zadbania o bezpieczeństwo wszystkich, którzy znajdują się wokół domu i w środku. (...)
godz. 8:23 - Na miejscu pojawiła się Mariola Popiółkowska, przedstawicielka Stowarzyszenia Pomocy Eksmisyjnej. Powiedziała dziennikarzom, że jej stowarzyszenie zajmuje się pomocą osobom, których dotyczy eksmisja, które są zagrożone wylądowaniem "na bruku".

Co ciekawe Popiółkowska przyznała, że Stowarzyszenie miało kontakt z siostrą Jadwigą Ligocką, która przewodzi zbuntowanym betankom. Odmówiła jednak podania szczegółów na ten temat. Powiedziała jedynie, że uważa, iż można było osiągnąć wiele więcej mediacją w konflikcie, a nie przez rozwiązanie siłowe.
Zwracamy uwagę na panią Popiółkowską. Stowarzyszenie Pomocy Eksmisyjnej powstało we wrześniu 2006. Jak dotąd, nie ma się czym pochwalić, co można sprawdzić na stronach internetowych.
Stowarzyszenie Pomocy Eksmisyjnej w Poznaniu poszukuje osoby, które czują sie poszkodowane przez niżej wymienione spółki: Nieruchomosci Wielkopolski oraz Polma Estate i inne. Proszone są o kontakt pod nr tel. 509-380-994
W przypadku kontaktu ze sprzedającym, prosimy o powołanie się na serwis Alegratka.pl. Dziękujemy.

Kontakt: 509-380-994
Ogłoszenie pochodzi z gazety Głos Wielkopolski. Informacje o jego działalności są szczątkowe. Jakieś awanturnictwo w sprawie eksmisyjnej osoby, która nie ma prawa do lokalu w kamienicy zakupionej przez pewnego Hiszpana w Poznaniu. Wszyscy lokatorzy się dogadali z nowym właścicielem, dostali od niego dodatkową kasę i sobie poszli. A jedna się uparła. I jej pomaga to stowarzyszenie.

Niedawno do komisariatu targowego wpłynęło doniesienie Gierjatowicz. Kobieta skarży się, że spotkany w sklepie Hiszpan plunął jej na sweter.

Czuć w powietrzu subtelną woń perfum Samoobrony.

Strona internetowa informuje enigmatycznie, że SPE pomagają jacyś prawnicy. Patrzcie państwo. Nagle papugi stały się wielkimi społecznikami. Dobre. No, ale Samoobronie też doradzali prawnicy i "prawnicy inaczej".

godz. 8:55 Eksmisja zacznie się za 5 minut. Na miejsce przyjechał policyjny wóz opancerzony. Nadal całą okolicę spowija gęsta mgła. (...)
godz. 9:05 Samochód pancerny ma posłużyć do staranowania bramy domu betanek, ale "tylko jeżeli coś będzie grozić osobom w środku" - wyjaśnia policja.
Prosimy się nie niepokoić. To rutynowe działania policji. Przecież w każdym klasztorze przechowywane są środki wybuchowe dla obrony przed nieproszonymi gośćmi a obsługa jest wyposażona w granatniki ppanc 70 mm.

godz. 10:25 Wśród oczekujących pod klasztorem ludzi jest grupa rodziców byłych betanek. Reagują na dziennikarzy i na rozwój sytuacji bardzo nerwowo. Jednak obecnym na miejscu dziennikarzom "Gazety" udało się porozmawiać z jednym z ojców. On akurat jest bardzo spokojny. Jego córka ma 26 lat, skończyła KUL, w środku jest od dwóch lat. Jej ojciec miał z córką stały kontakt. Zapewnia, że córka mówiła mu, że w razie eksmisji byłe betanki nie będą robić żadnych dramatycznych gestów. Podobnie mówiła w czerwcu, gdy jedna z gazet sugerowała, że siostry szykują się do samobójstw. (...)
Dlaczego "udało się" porozmawiać tylko z jednym z rodziców? Czy to tak trudno pogadać z ludźmi?
Proszę zwrócić uwagę na fakt, że w obiegu są dwa rodzaje informacji o postawie betanek. Jednak wersja grozi, w skrócie, końcem świata. Druga mówi spokojnie, że nic specjalnego się nie dzieje. O betańskim końcu świata media (niezawodna i nieustępliwa TVN24!) informują już od miesięcy...

godz. 10:57 Według policji betanki reagują na policjantów różnie: jedne są spokojne, ale inne atakują ich inwektywami, których podobno nie wypada powtarzać. Policjanci sprowadzają je na dół budynku, gdzie będzie sprawdzona ich tożsamość.

No proszę. Wśród mieszkańców klasztoru też panuje dwoistość. Jedni spokojni. Inni atakują inwektywami, których nie wypada powtarzać.
godz. 11:16 Przed główną bramą stoi także policyjny samochód saperski, który w razie potrzeby zabierze z klasztoru materiały wybuchowe. Policja wyjaśnia: samochód sprowadzono czysto profilaktycznie.

Oczywiście, nie ma powodów do niepokoju. TVN24 nic nie mówiła o tym, że granatniki ppanc są wycelowane w bramę wejściową, prawda?

A może to wybuchowe Pismo Święte? No, Biblia to jest prawdziwy dynamit. Nawet więcej. Ale żeby aż tak? Samochodem opancerzonym jechać po dewocjonalia?

Ty się dziwisz? No... w latach 1990 słyszeliśmy w telewizji komunikaty, że te strzały na mieście to były zwykłe gangsterskie porachunki. Nie ma powodów do obaw.

A szkło rozsypane na dziedzińcu klasztoru, o którym mówiła Sawicka? Szkło? Przecież reporter TVN24 spacerował swobodnie po dziedzińcu swego czasu i nic o szkle nie mówił.

Ale trzeba być przezornym. W czasie akcji przeciw gangsterom w Magdalence nie dochowano ostrożności i były ofiary w ludziach.

godz. 12:18 Komornik nadal sprawdza tożsamość byłych betanek i każdej odczytuje decyzję nakazującą opuszczenie domu. Jeżeli potwierdzi się, że w domu zgromadzenia przebywało pięć sióstr z Białorusi i Rosji, którym wygasło prawo pobytu w Polsce, zostaną przewiezione do aresztu deportacyjnego w Lublinie. (...)
godz. 12:36 W czasie akcji z tłumu padały okrzyki obwiniające o sytuację abp Życińskiego. Ktoś z tłumu krzyczał, że nie wypada przeprowadzać eksmisji w ciągu tygodnia liturgicznego oraz, że Kościołowi zależało jedynie na odzyskaniu nieruchomości.
Może to krzyczeli jacyś ekumeniści? Ekemuniści? E-komuniści? Polska język trudna.
Może ona być oddelegowana przez oficer prowadząca?

Przypomnijmy, że na czas tej akcji TVN wysłał helikopter. Policja nie posłała helikoptera. A TVN posłał. Na pewno oficerowie prowadzący docenią ten wysiłek i bezpośredni, panoramiczny przekaz z miejsca akcji. A gdzie rezydują oficerowie prowadzący? Hm.
godz. 13:51 Policja potwierdza, że w domu betanek w Kazimierzu znajdowało się pięć zakonnic z Białorusi i Rosji, które przebywały nielegalnie na terytorium Polski. Są już przewożone do aresztu deportacyjnego w Lublinie.

Czy ktoś powiedział Białoruś i Rosja? Nie, drzwi skrzypiały. To zwykłe odwiedziny nielegalnie przebywających w Polsce kobiet. Jadą sobie na targ do Biłgoraju przez zieloną granicę, a potem doznają objawienia i myk do klasztoru.
godz. 14:45 Siostry opuszczają dom w Kazimierzu. Jednocześnie powoli teren opuszczają policyjne oddziały prewencji. Odjechał też samochód pancerny o wdzięcznej nazwie "Dzik", który przyjechał pod dom betanek rano.

Nie ostrzelano Dzika. Jednak. Może granatnik ppanc nie był odbezpieczony. Albo pociski zamokły w piwnicy.

godz. 14:59 Policja informuje, że dziś wyprowadziła z domu betanek 61 byłych zakonnic, jednego zakonnika wydalonego z zakonu franciszkanów (Romana Komaryczkę) i pięć osób postronnych, czyli najprawdopodobniej członków rodzin zbuntowanych sióstr, którzy akurat je odwiedzali. (...)
Najprawdopodobniej? Być może. Ale nic nie wiemy na temat tych pięciu postronnych osób. Kim były te osoby? Mogły to być równie dobrze osoby przysłane przez oficerów prowadzących.

godz. 16:35
(...)
Była przełożona zgromadzenia Jadwiga L. przebywała jeszcze parę minut temu na terenie klasztoru w Kazimierzu. Oznajmiła, że źle się czuje i zażądała przeprowadzenia badań lekarskich.
(...)

Syndrom Beaty Sawickiej?
godz. 17.33 Lekarz, który badał Jadwigę L. nie wyraził zgody na jej przesłuchanie. Kobieta nie wyraziła zgody na umieszczenie w szpitalu. Wieczorem zostanie ona przewieziona do domu swojej rodziny. Także wieczorem na wolność wyjdzie Roman K.
PS.

Dziennik
2007-10-19 23:39 Aktualizacja 2007-10-20
W znalezieniu nowego lokum pomaga im Mariola Popiółkowska ze Stowarzyszenia Pomocy Eksmisyjnej w Poznaniu. Byłe zakonnice, w tym siostra przełożona Jadwiga Ligocka, ufają Popiółkowskiej, bo miały z nią kontakt na długo przed eksmisją. "Kilka razy rozmawiałam z panią Ligocką telefonicznie, pisałyśmy też do siebie listy" - przyznaje Popiółkowska.
ciąg dalszy nastąpi

Beata Sawicka spotyka się z Januszem Kaczmarkiem

Z wywiadu Janusza Kaczmarka opublikowanego 31 sierpnia 2007 w Dzienniku:

W czym Pan okłamał premiera?
- Nie wiem, o co mu chodzi. Zapytał mnie ogólnie o kontakty z Woszczerowiczem, Krauzem i Netzlem, i ja mu ogólnie odpowiedziałem. A potem rozmawialiśmy pół godziny o eksmisji betanek.
Chronił pan Krauzego?
- To śmieszne. Kiedy padły pierwsze zdania o jakimś układzie biznesowym, to najpierw myślałem, że chodzi o moją rozmowę z Kulczykiem. Z Krauzem poznał mnie zresztą Lech Kaczyński.
Czy w przeddzień finału operacji CBA spotkał się Pan z kimś od Krauzego?
- Nie. No skąd. Zresztą w ogóle niewiele wiem o sprawie przecieku.
Rozmawiali pół godziny o eksmisji betanek... Zatem była to bardzo ważna sprawa. O duperelach premier z ministrem nie rozmawia przez pół godziny. Tym bardziej, żew tej rozmowie premier Kaczyński chciał sprawdzić prawdomówność Kaczmarka.
Cofnijmy się do niedzieli 8 lipca 2007. Beata Sawicka pojawia się w TVN24.

Beata Sawicka, posłanka Platformy Obywatelskiej, która jest krewną jednej z byłych betanek przebywających nielegalnie w klasztorze w Kazimierzu Dolnym, uważa, że w sprawie sióstr stanowisko powinny zająć władze państwowe. Zwróciła się o pomoc do premiera i do ministra spraw wewnętrznych.

Sawicka wyjaśniła, że początkowo trzymała w tajemnicy, iż jedna z b. betanek jest jej krewną; dopiero tydzień temu na zjeździe rodzinnym podjęto decyzję, by interweniowała ona jako poseł u władz państwowych. Posłanka poinformowała w TVN24, że jej spotkanie z ministrem SWiA Januszem Kaczmarkiem ma się odbyć we wtorek. Jak wyjaśniła, chciałaby uzyskać od ministra m.in. zapewnienie, że wobec zakonnic nie będzie rozwiązań siłowych."
10 lipca 2007 Sawicka miała się spotkać z Januszem Kaczmarkiem. Spotkanie prawdopodobnie doszło do skutku. O czym rozmawiali? Jak napisałem już wcześniej, spotkań tych było więcej. Ile dokładnie, nie wiadomo. Od tej chwili Sawicka przyjęła na siebie rolę reprezentanta rodzin (byłych już) betanek i podjęła się negocjacji między betankami a władzami państwowymi...
Czy w sprawie Kaczmarka chodzi rzeczywiście o odrolnienie działki na Mazurach? Czy może ten szum z działką na Mazurach to ściema mająca odwrócić uwagę od głównego wątku?
Czy wątek działki łączy się z wątkiem betanek? Niewykluczone.
Coraz więcej wskazuje jednak na to, że głównym wątkiem jest nie odrolnienie działki na Mazurach, a betanki. Tak, nie przesłyszeli się państwo. Betanki.
Czy Krauze mógł rozmawiać z Kaczmarkiem o betankach? Tak, jak najbardziej.
Czy to mógł być główny cel wizyty Kaczmarka u Krauzego? Niewykluczone.
Ciąg dalszy nastąpi.