poniedziałek, 20 października 2008

Bełkot funkcjonariusza Michalskiego

Cezary Michalski, Dziennik, funkcjonariusz, bełkot, propaganda komunistyczna, ubekistan

Oto jak pisze o 30. rocznicy wyboru Karola Wojtyły na papieża funkcjonariusz Michalski w artykule z 16 października 2008. Prymitywna socjotechnika typowa dla funkcjonariusza. Socjotechnika polega na tworzeniu negatywnych skojarzeń z osobą papieża. Jan Paweł II nie jest atakowany wprost. Atak polega na implantowaniu negatywnych skojarzeń u czytelnika i powtarzaniu propagandy komunistycznej.
Karolowi Wojtyle zawdzięczam pierwszą "Solidarność", wydarzenie dla mnie i znacznej części mojego pokolenia formacyjne - na dobre i złe. (...)
byłem dzieckiem zupełnie niereligijnym.
Typowy funkcjonariusz udający sympatyka religii.
uważam, że młodzież w gierkowskim PRL była zdecydowanie mniej religijna, mniej żarliwa i głęboka w swoich związkach z katolicyzmem, niż to się zwykło później powtarzać
Powyższe zdanie to typowe pustosłowie, którego celem jest negowania zaangażowania religijnego w społeczeństwie. To miał być artykuł na okoliczność 30. rocznicy pontyfikatu. Pseudosocjologiczny bełkot jest tu zupełnie od rzeczy.
nie byłem jakimś wyjątkiem jako zeświecczony, zsekularyzowany młodzieniec, którego papież uwiódł - wcale zresztą nie w wymiarze religijnym
Michalski zapomniał dodać, że nie był wyjątkiem w środowisku funkcjonariuszy, z jakiego się wywodzi. Z doświadczeniem narodu (społeczeństwa) nie ma to nic wspólnego. Typowy bełkocik funkcjonariuszowski. Zwracam uwagę na słowo "uwiódł". Uwiedzenie oznacza chwilowe zauroczenie, słowo zupełnie nie na miejscu w tym kontekście. Czytelna podpowiedź funkcjonariusza.

Szczyt zarozumiałego bełkotu mamy tutaj:
Moim jedynym kontaktem z Kościołem w tamtych czasach był spóźniony nieco rok nauki religii będący przygotowaniem do równie spóźnionej pierwszej komunii. Wszystko to pod naciskiem bardzo religijnych dziadków przy całkowitej obojętności zarówno rodziców, jak i mojej własnej. Ten rok nauki religii w późnej podstawówce nastroił mnie raczej antyklerykalnie. Jako przyszły uczeń licealnej klasy biologiczno-chemicznej zamęczałem naszą siedemdziesięcioletnią katechetkę łatwymi paradoksami wynikającymi z najnowszych odkryć nauk przyrodniczych i medycyny aż po sztuczne zapłodnienie włącznie. A wszystko to ku rozbawieniu kilku innych, równie spóźnionych i niedopasowanych neokatechumenów. Ale cóż, jaka katecheza, taki dziecięcy antyklerykalizm. Kiedy ten rok upłynął - bo w liceum nauki religii nie kontynuowałem - odeszła również niechęć do Kościoła. Pozostała obojętność.
Totalna pogarda dla chrześcijaństwa.
Ponieważ w ogóle bezpośrednie kontakty z ludźmi są dla mnie trudne, to dzięki mediom - literaturze, gazetom, telewizji czy internetowi - czegoś się na temat naszego gatunku dowiaduję, a nawet zyskuję zdolność do empatii.
Dziennikarz i komentator gazety mówi, że ma trudności w kontaktach z ludźmi i wiedzę o ludziach czerpie z mediów? Trudno o większą głupotę. Funkcjonariusz.
Gdybym pojechał wtedy na którąś z mszy papieskich, nic by się może nie zdarzyło. Ale ponieważ śledziłem pielgrzymkę za pośrednictwem telewizji, bardzo realnie mnie ona dotknęła i w sposób istotny przemieniła.
Nic by się nie wydarzyło, gdyby uczestniczył bezpośrednio w spotkaniach z papieżem? Co za bzdura. Tak może pisać tylko funkcjonariusz, którego zadaniem jest negacja duchowego doświadczenia chrześcijaństwa i wspólnoty. Kościół to przecież wspólnota.
Cały cykl papieskiego wpływu, który miliony Polaków zaliczyło pomiędzy Sierpniem ’80 a stanem wojennym, miałem okazję skonsumować parę miesięcy wcześniej.
To też bełkot zarozumiałego funkcjonariusza.
O ile dzięki kardynałowi Wyszyńskiemu polski Kościół stał się potęgą w PRL, z którego mógł przecież wyjść zniszczony albo przynajmniej osłabiony, to monumentalny zdroworosądkowy konserwatyzm prymasa tysiąclecia sprawiał, że pod jego chłodnym spojrzeniem żadna "Solidarność" by się nie narodziła.
Przeciwstawienie kardynała Wyszyńskiego Janowi Pawłowi II. Znów kompletna bzdura i negatywna socjotechnika. Próba oderwania Jana Pawła od tradycji polskiego Kościoła. Trudno o coś bardziej idiotycznego.
Polskie społeczeństwo było wtedy sparaliżowane nie tylko przez pawłowowskie wychowanie, na które składały się represje lat 40., poznański Czerwiec ’56, Grudzień ’70. Blokował je także nigdy nieprzezwyciężony feudalny podział na elity i lud będący przekleństwem jeszcze w oczach naszych romantyków, a później Żeromskiego czy Brzozowskiego. Typowe dla nas feudalne rozwarstwienie owocujące snobizmem i resentymentem pogłębiła nadzorowana przez władze sekwencja Marca ’68 i Grudnia ’70, akcentująca izolację elit i ludu. Wolne Związki Zawodowe były w tym pejzażu wyjątkiem, przełomem, ale na zupełnie miniaturową, laboratoryjną skalę.
Pisze "Typowe dla nas feudalne rozwarstwienie". Powtarza komunistyczny atak na polskie społeczeństwo. Tak właśnie komuniści próbowali dzielić polskie społeczeństwo: na wrogie sobie klasy. Typowy funkcjonariusz.
Tymczasem papież, ze społecznego pochodzenia drobny polski inteligent zaściankowy, polonista, ksiądz, a potem purpurat, ale bez arystokratycznego zadęcia, uosabiał mit utrwalony w polskiej tradycji literackiej pod postacią okrzyku "z polską szlachtą polski lud!".
Pogłębianie podziału klasowego w stylu komunistycznym. Dalej, "purpurat" to słowo negatywne. Tam pisali komuniści. I tak pisze funkcjonariusz Michalski, wykonując zadanie.
Takim młodym ludziom jak ja, dzieciom inteligencji z awansu, stwarzał też złudzenie - jakże przyjemne, jakże radosne - że żyjemy w społeczeństwie naprawdę bezklasowym, a jedyną przeszkodą na drodze objawienia się polskiego narodu jako wspólnoty naturalnie demokratycznej czy wręcz republikańskiej są Oni, komuniści zainstalowani tutaj przez Moskwę.
Tu się przyznaje do pochodzenia z rodziny funkcjonariuszy. Bełkot o społeczeństwie bezklasowym. Terminologia komunistyczna. Prawdziwy funkcjonariusz.
No i jeszcze jedno, Karol Wojtyła był pierwszym Polakiem na czele wielkiej światowej instytucji. Kimś bez porównania większym niż Mirosław Hermaszewski.
Porównanie z Hermaszewskim. Niby "bez porównania", ale to przecież porównanie. Hermaszewski był nikim w społeczeństwie i nikim pozostał. Kimś mógł być tylko wśród funkcjonariuszy. Kłamstwo za kłamstwem. Co za język: "na czele wielkiej światowej instytucji". Język PZPR-owców i esbeków. To samo z Hermaszewskim.
Tyle że kolejnym naturalnym krokiem na tej drodze ku narodowej potędze było wyzwolenie się spod dominacji Rosji i przegnanie jej kolonialnych namiestników. W ten sposób, z takiej oto plątaniny nadziei, mitów i realnego społecznego ożywienia powstała pierwsza "Solidarność". A Jan Paweł II był jej ojcem. Słynny spór w hali Oliwii, gdzie większość delegatów na pierwszy zjazd NSZZ "Solidarność" chciała za związek podziękować papieżowi a mniejszość Jackowi Kuroniowi, jest niestety rozstrzygalny. To papież przełożył cały obecny w polskiej tradycji potencjał wielkości na konkret społecznego ruchu.
Nierozstrzygalny spór? Jacek Kuroń? Słynny spór, którego nikt w społeczeństwie nie pamięta? Co za bzdura. Funkcjonariusze mogą rzeczywiście Kuroniowi dziękować.

Ostatnie zdanie:
To papież przełożył cały obecny w polskiej tradycji potencjał wielkości na konkret społecznego ruchu.
To znów ideologia komunistyczna. Wmawianie, że to nie społeczeństwo stworzyło Solidarność, ale papież je zorganizował - padają przecież słowa "przełożył (..) na konkret społecznego ruchu". Przypomnijmy, że to był jeden z chwytów propagandy komunistycznej i to bardziej moskiewskiej. A tu funkcjonariusz Michalski posłusznie go powtarza.

Przypomnijmy tytuł artykułu: "Mój społeczny mesjasz". Trudno o większy idiotyzm. Mesjasz to zbawca duchowy, nigdy społeczny. Taki tytuł jest negacją całej postaci Jana Pawła II i chrześcijaństwa.

Spocznijcie, funkcjonariuszu Michalski. Zadanie wykonane. Cały styl tego artykułu jest charakterystyczny dla socjotechniki Służby Bezpieczeństwa.