Dwa tygodnie temu tygodnik Wprost opublikował zapis rozmów między ministrami rządu. Rozmowy podobno odbyły się w warszawskich restauracjach.
Wśród nagranych osób byli
minister spraw wewnętrznych
minister spraw zagranicznych
minister finansów
szef banku centralnego
i inne osoby aparatu państwowego. Nagrania zostały udostępnione na stronach internetowych tygodnika.
Wkrótce po publikacji prokuratura rozpoczęła dochodzenie w celu ustalenia zleceniodawców i wykonawców podsłuchów, a także celu, jakiemu miały służyć podsłuchy. Prokuratorzy w asyście pracowników ABW złożyli wizytę w biurach Wprost. Kamery ogólnopolskich stacji telewizyjnych pokazywały chaotyczne sceny w redakcji tygodnika. Przez wiele dni nadawano w kanałach telewizyjnych i radiowych niekończącą się serię debat o różnych aspektach wspomnianych nagrań, ich publikacji i dalszych konsekwencji. Komentatorzy przyglądali się "skandalowi" z różnych stron, rozważając wpływ na politykę wewnętrzną i międzynarodową.
Nikt jednak nie odważył się powiedzieć publicznie, że cała sprawa mogła zostać sfabrykowana przez samą juntę, która sama napisała scenariusz i dokonała nagrań.
Najprawdopodobniej cały spektakl afery jest częścią szerszego schematu junty. Oczywiście potrzebni są obsługa, aktorzy i scenariusz. Ale taki jest przecież modus operandi junty: fałszować wszystko.