Prof. Andrzej Lesicki
Prorektor
Uniwersytet im. Adama Mickiewicza
Poznań
Poznań, 9 czerwca 2011
Szanowny Panie Profesorze,
Przekazuję Panu swoje uwagi odnośnie dyskryminacji, z jaką się spotkałem na UAM i szerzej – w Polsce. Jest to mały wycinek znacznie większej całości. Tę garść uwag piszę z bólem i przykrością.
W 1995 uzyskałem doktorat z fizyki na University of Florida w Gainesville (Florida, USA). Jest to uczelnia z pierwszej setki rankingu szanghajskiego. Tamtejszy wydział fizyki to czołówka światowa. Również mój promotor, Peter Hirschfeld, to bardzo znany fizyk o wielkim dorobku. Powracając w 1995 do Polski, miałem nadzieję na rozwój, współpracę i przyzwoitą karierę. Moje prace z Hirschfeldem były już wtedy zauważone i bardzo dobrze cytowane w bardzo dobrych czasopismach, także przez laureatów Nagrody Nobla. W Polsce jednak spotkała mnie dyskryminacja i stagnacja.
Od powrotu aż do dziś nie mogłem prowadzić zajęć z fizyki ze studentami specjalności fizyka. Za pomocą sprytnych manewrów wepchnięto mnie w nauczanie przedmiotów informatycznych, co wiązało się z dodatkowym dużym wysiłkiem z mojej strony, kosztem moich własnych badań oczywiście.
Kiedy zgłosiłem w ubiegłym roku dwa wykłady i seminaria po angielsku (zajęcia monograficzne, czyli do wyboru przez studentów), znów spotkały mnie manipulacje. Nawet na planie zajęć nazwa moich zajęć została skrócona tak, żeby się nie można było zorientować, co to za zajęcia. Godziny zajęć zostały ustalone z opóźnieniem, co praktycznie wykluczało jakiekolwiek szanse na przeprowadzenie zajęć. Nawet liczbę godzin na planie wpisano błędnie. Dość powiedzieć, że termin zajęć został ustalony już po rozpoczęciu roku akademickiego! Gdyby ktokolwiek był jeszcze chętny na te zajęcia, pierwszą szansę kontaktu miał dopiero w drugim tygodniu semestru. Jeśli zajrzeć na strony uniwersytetów amerykańskich, to widać, że dni i godziny zajęć są ustalone z półrocznym wyprzedzeniem.
Kiedy pytałem personel dziekanatu o przyczyny tej serii błędów, nie uzyskałem odpowiedzi. Zaś niedługo potem, jeszcze tego samego dnia, dziekan wezwał mnie do siebie do gabinetu, gdzie w obecności mojego bezpośredniego przełożonego, prof. Z. Jacyny-Onyszkiewicza, brutalnie mnie zaatakował, pomawiając o zastraszanie pracowników dziekanatu! Próbował sprowokować mnie do emocjonalnej reakcji, którą zapewne wykorzystałby przeciwko mojej osobie. Przez dłuższy czas prawie krzyczał, nie dopuszczając mnie do głosu. Było to poniżające. Byłem o coś oskarżany, ale nie wiadomo o co. Poprosiłem o konkrety i sformułowanie oskarżeń na piśmie. Konkretów i pisemnego oskarżenia się nie doczekałem. To oczywiście mobbing.
Warto zauważyć, że odbywało się to w czasie mojego przewodu habilitacyjnego, w którym władze dziekańskie zachowywały się w sposób patologiczny, nie podejmując elementarnych działań, do których są zobligowane.
[...]
Tekst listu w witrynie lsborkowski.com/pol/