Podporządkowany Krauzemu zarząd Polskiej Ligi Koszykówki zadecydował, że klub Krauzego, czyli Asseco Prokom Gdynia, nie będzie brał udziału w pierwszej części rozgrywek sezonu 2011/2012. Zacznie rozgrywać mecze dopiero w drugiej części, po podzieleniu ligi na dwie grupy, górną, w której znajdzie się sześć najlepszych zespołów i dolną z ośmioma drużynami. APG ma zarezerwowane miejsce w pierwszej szóstce. Asseco ma zdecydowanie największy budżet spośród drużyn krajowych i mało kto wątpi, że bez problemu znalazłby się na czołowym miejscu po pierwszej części sezonu. Jednak w wielu ligach europejskich, w różnych dziedzinach sportu, są kluby od lat walczące od najwyższe trofea, dominujące wielkością budżetu i klasą zawodników. Nie są jednak zwalniane z części rozgrywek krajowych, by wziąć udział jedynie w końcowej fazie rozgrywki o tytuł mistrzowski.
Asseco Prokom Gdynia uczestniczy w rozgrywkach Euroligi i w lidze regionalnej VTB, sponsorowanej przez rosyjski bank VTB. Oczywiście, udział w trzech różnych ligach to duże obciążenie sportowe, organizacyjne i finansowe. Asseco nie ma przymusu występowania w trzech ligach jednocześnie. Jeśli to zbyt trudne wyzwanie, wystarczy grać w lidze krajowej i Eurolidze. A jeśli klub chce wziąć udział również w lidze VTB, to proszę bardzo, ale nie kosztem ligi polskiej. Uznanie prymatu ligi rosyjskiego banku nad ligą polską powinno skutkować zawieszeniem klubu Asseco Prokom Gdynia na sezon 2011/2012 i rozwiązaniem zarządu Polskiej Ligi Koszykówki za podjęcie tak skandalicznej decyzji.
Jeżeli jeden klub i jego właściciel narzuca pozostałym swoją wolę sprzeczną z interesem ogółu, to oczywiście taka dyscyplina sportu nie będzie się rozwijać w sposób normalny. I zapewne o to chodzi. Poważni sponsorzy i poważne pieniądze nie pojawią się w lidze koszykówki i w polskich klubach koszykarskich, dopóki Krauze i jego ludzie robią z ligą, co chcą. Jeśli biznes miałby zainwestować większe pieniądze w koszykówkę, reguły gry muszą być przejrzyste i jednakowe dla wszystkich. Nie można wykluczyć, że demonstracyjne lekceważenie PLK przez aktualnego mistrza Polski ma na celu odstraszenie inwestorów chętnych do włożenia pieniędzy w kluby koszykówki. Wejście większych pieniędzy zmusiłoby i Krauzego do większych inwestycji w koszykówkę. Kto zechce włożyć miliony w klub, wiedząc, że liga jest w rękach ludzi ze środowiska Ryszarda K.?
Do niedawna prezesem Polskiego Związku Koszykówki był Roman Ludwiczuk z Dolnego Śląska, najpierw pracownik firmy budowlanej, później nauczyciel wychowania fizycznego w wiejskiej szkółce. Karierę zaczął robić w 1984, kiedy został radnym gminy Walim. W ubiegłym roku stał się szerzej znany w Polsce dzięki skandalowi z jego udziałem. Ludwiczuk oczywiście znalazł się w PZKosz nieprzypadkowo. Nie mógłby objąć stanowiska prezesa, gdyby nie miał poparcia Grzegorza Schetyny i Ryszarda Krauze.
Postępowanie Krauzego i jego ludzi nosi znamiona celowego blokowania rozwoju koszykówki w Polsce. Pamiętajmy, że koszykówka to narodowy sport amerykański, a ludzie ze środowiska junty zajadle zwalczają wszelkie wpływy amerykańskie: kulturowe, gospodarcze i polityczne.
środa, 14 września 2011
Asseco Szkodnik Gdynia
Etykiety: Grzegorz Schetyna, koszykówka, Roman Ludwiczuk, Ryszard Krauze