Powtarzające się co jakiś czas grupowe lub pojedyncze odejścia posłów PiS wyraźnie odbywają się według tego samego schematu. Zapowiedzi podawane są najpierw w formie pogłosek. Później narasta częstotliwość i pewność zapowiedzi. Następnie wkraczają na paski "gorących" wieści podawanych na paskach w kanałach informacyjnych (bardziej adekwatnie należałoby je nazwać kanałami dezinformacji), by w końcu zbombardować widza i słuchacza konferencją prasową, wywiadami we wszystkich stacjach i niezliczonymi komentarzami. Oczywiście równolegle trwa ten proces w ubloidach papierowych i internetowych.
Te postaci, w tak wyraźny i dramatyczny sposób odklejane od PiS, były wcześniej w równie wyraźny sposób naklejane na wizerunek tej partii. Naklejanie i późniejsze odklejanie wykonywały te same ręce. Początkowe wprasowanie tych twarzy w PiS polegało na tym, że wkładano im w usta słowa reprezentujące przekaz Prawa i Sprawiedliwości. Tak było choćby z Markiem Migalskim, który najpierw był lansowany w TVP Info jako uniwersytecki komentator prezentujący stanowisko zbliżone do PiS. Kiedy był już dobrze rozpoznawalny, naklejono jego twarz na wizerunek PiS, czyniąc go kandydatem PiS w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2009 (choć członkiem PiS nie został). Niedługo potem Migalskiego odklejono. Przywództwo PiS dało się nabrać na sztucznie napompowaną rozpoznawalność Migalskiego i kolejny raz straciło szansę na lansowanie autentycznego lidera.
Przeciętny widz i czytelnik ma odebrać ten cały proces jako naturalną przemianę. A przecież średnio rozgarnięty człowiek zauważy, że nie jest to zmiana naturalna. Zauważy, jeśli jego sceptycyzm i chłodna ocena nie zostaną zagłuszone. Do zagłuszania sceptycyzmu służy nieustanne wzniecanie emocji. Odbiorca poruszony emocjonalnie nie potrafi trzeźwo ocenić sytuacji i łatwo poddaje się manipulacji. Słowa "wzbudza emocje" dawno już zastąpiły "powoduje różnice zdań" w dziennikach telewizyjnych i radiowych. Istotnym elementem manipulacji świadomością społeczeństwa jest wbicie do głów znaku równości:
W sierpniu 2010 do studia Polsatu wzywany był nieraz Paweł Kowal. Rozmawiał z nim Jarosław Gugała. Widać było wyraźnie, że Kowal został wezwany tylko po to, by jego wizerunek był utożsamiany z wizerunkiem PiS. Nie miał niczego do powiedzenia. Chodziło tylko o odbębnienie czasu na wizji. Świadom był tego Gugała, świadom był tego Kowal. Każdy z nich odgrywał wyznaczoną rolę.
Powyżej obrazek z Newsweeka z 2009, tuż przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Lansowanie Poncyljusza. Dwa w jednym. Po pierwsze, upowszechnianie twarzy Poncyljusza. Po drugie, obraz w konwencji niezdarności, braku polotu i elegancji - zgodnie z instrukcją przedstawiania PiS w mediach. O tym, że Poncyljusz będzie odklejony z PiS, wiadomo było od dawna, patrz mój wpis Paweł Poncyljusz rzecznikiem rządu Tuska ze stycznia 2008.
W 2010 agresywnie lansowane były postaci Poncyljusza, Kluzik-Rostkowskiej, Jakubiak, Kowala. Rozwleczone w czasie tworzenie PJN w opozycji do PiS, z udziałem twarzy, które wcześniej spędziły najwięcej czasu na antenie miało oczywiście na celu odebranie PiS-owi rozpoznawalności, a przy tym zepchnięcie go w świadomości społeczeństwa w stronę nieczytelnego radykalizmu i awanturnictwa.
Do naklejenia PiS-owi twarzy awanturnictwa służy oczywiście funkcjonariusz Jacek Kurski, bardzo często pokazywany w tych samych kanałach tv. Najłatwiej to zauważyć chyba w TVN24.
Oto obrazek z 2009. Przed wyborami do Parlamentu Europejskiego twarz funkcjonariusza Kurskiego była intensywnie lansowana w ubloidach. Na zdjęciu pochlebna wzmianka w Newsweeku. Głupawa, ale z wyraźną sympatią dla Kurskiego.