sobota, 17 kwietnia 2010

Funkcjonariusz Krasnodębski

Jest ważną osobą. Jest właśnie urabiany na tzw. "autorytet". Tzw. autorytety to stara sztuczka komunistów. Wytwarzanie sztucznych autorytetów było jedną z kluczowych metod socjotechniki w PRL. Funkcjonariusze mają bardzo dobre rozeznanie nastrojów społecznych. To nic trudnego, bo wystarczy porozmawiać z ludźmi w różnych miejscach i już wiadomo. Następnie sadza się takiego przed kamerą, gdzie cedząc słowa i stękając, wypowiada te same rzeczy, o których mówi społeczeństwo (pamiętamy o zasadzie "ujawniaj ujawnione", o której pisałem wcześniej). Widzowie przed telewizorami mówią "no proszę, mówi to, co i mnie przyszło na myśl". Stara sztuczka.

W procesie przechwytywania nastrojów społecznych funkcjonariusze próbują wytworzyć sztuczne autorytety na potrzeby sytuacji. Po wstępnej odruchowej akceptacji słów takiego sztuczniaka, następuje druga faza. W drugiej fazie funkcjonariusze usiłują wzniecić silne emocje negatywne. Gniew. Agresję. Próbują połączyć je z "rozpaczą". Wszystko, co skrajne, byle zburzyć spokój i podniosły nastrój. Zburzyć skupienie, zamyślenie, powagę, zadumę, refleksję.

Kilka, kilkanaście minut temu pewien pan odpytywany przed Pałacem Prezydenckim przez pana Przemysława Babiarza z TVP powiedział bojowym tonem o panu wypijającym publicznie małpki, potem pochwalił się znajomością ze świętej pamięci Krzysztofem Putrą ("widziałem go parę miesięcy temu", śp. Putra nie jest w stanie potwierdzić, ani zaprzeczyć), po czym pochwalnie wymienił Krasnodębskiego i Zybertowicza. Zastosował jeden ze znanych chwytów. Powtórzył słowa Krasnodębskiego, który podobno się zastanawiał, jaka część Polski jest tutaj (przed Pałacem, w sensie duchowym), że może mniejszość. Czy 10, 20, 30 procent? Jeśli tak, to trudno. Itp. Kim jest ten pan? Ten pan jest podstawiony. Taka socjotechnika ma wmówić ludziom, że są w mniejszości, ma wzbudzić poczucie niższej wartości.

Dalej pan podstawiony oskarżał sędziów wydających wyroki. Żalił się, że Zybertowiczowi dali niedawno grzywnę 30 tysięcy, bo coś powiedział, czy napisał. Widać, że po Krasnodębskim i Zybertowicz jest lansowany przez funkcjonariuszy.

To, co zacytowałem to próba rozniecenia złych nastrojów i zniszczenia powagi żałoby. Pod pozorem rozmów "ze społeczeństwem" bardzo łatwo wstawić w media podstawionych prowokatorów, których zadaniem jest unicestwić spokój, wzbudzić gniew i agresję. Społecznością ludzi odczuwających złe emocje jest łatwo manipulować.

Inne słowa, które padały wczoraj i dzisiaj w innych wypowiedziach to "prowincja", "Polska powiatowa" (Krasnodębski). To rozpaczliwe próby wmówienia społeczeństwu, że to, co widzą i odczuwają, nie jest tym, co widzą i odczuwają. To też jest stara sztuczka.

Krasnodębski był parokrotnie pokazywany wczoraj i dzisiaj. Wczoraj gadał z funkcjonariuszem Gwiazdą u Pospieszalskiego, innego funkcjonariusza, który lubi rozmawiać.

Skoro już o tym mówimy, warto wspomnieć o "odpaleniu" w ostatnich dniach posła PiS Artura Górskiego, który gadał jakieś banialuki pod adresem Rosjan. Po wyborze Obamy na prezydenta Górski został odpalony w Sejmie, gdzie wygłosił durnowaty, rasistowski tekst. Widać, że to człowiek do specjalnych odpaleń.