piątek, 28 sierpnia 2015

Zamach w Oslo 2011, materiały wybuchowe, ABW, wywiad, maska gamonia

Copyright @ 2015 LSB
All rights reserved

22 lipca 2011 norweski zamachowiec Anders Breivik zdetonował bombę w centrum Oslo, a później pojechał za miasto, gdzie przepłynął promem na wyspę Utoya i dokonał masakry wśród młodzieży przebywającej tam na obozie edukacyjno-politycznym.

Wkrótce okazało się, że 150 kg sproszkowanego aluminium i kilkaset gramów azotynu sodu, jakie zostały wykorzystane do wytworzenia bomby, Breivik kupił przez Internet w jednoosobowej firmie z Wrocławia.

W innej jednoosobowej firmie ulokowanej w Polsce, w Poznaniu lub pod Poznaniem, Breivik kupił lont. Lont visco - tak napisano w gazecie.

Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego odwiedziła sprzedawcę lontu kilka dni po zamachu po otrzymaniu informacji od policji norweskiej. Handel lontem i związkami chemicznymi, które mogą posłużyć do produkcji ładunków wybuchowych, można było prowadzić bez specjalnego zezwolenia. Zarówno ABW, jak i media przedstawiły obu dostawców Breivika jako osoby prowadzące zwyczajną działalność handlową dla miłośników pirotechniki.

Brytyjskie media, np. telewizja Sky, doniosły, że po dokonaniu zakupu związków chemicznych w Polsce Breivik znalazł się na czarnej liście brytyjskiego wywiadu. Jeśli brytyjski wywiad wiedział o zakupach Breivika w Polsce, to tym bardziej musiała o nich wiedzieć ABW lub inna spośród tajnych służb. Jest bardzo prawdopodobne, że obaj polscy dostawcy Breivika mieli bliskie kontakty z polskimi służbami wywiadowczymi. Należy też założyć, że umożliwienie swobodnego handlu materiałami pirotechnicznymi firmom mającym siedzibę w Polsce nie było przypadkowe. W anglojęzycznym forum dyskusyjnym hobbystów pirotechniki firma z Wrocławia była dosyć znana. Uważano tam, że firma wrocławska mogła pozostawać "pod opieką" polskich służb specjalnych.

Biorąc pod uwagę polskie realia, należy stwierdzić, że prowadzenie niezależnej działalności handlowej środkami pirotechnicznymi przez firmę jednoosobową jest w Polsce bardzo mało prawdopodobne.

Polski wywiad/kontrwywiad nie powiadomił służb norweskich o transakcjach Breivika.

ABW założyła maskę naiwnej i mało zorientowanej organizacji, która nie widzi niczego nadzwyczajnego w handlu półproduktami pirotechnicznymi. W rzeczywistości ABW i ludzie z nią związani musieli wiedzieć, że Breivik ma złe zamiary. ABW świadomie stworzyła warunki do zakupu materiałów pirotechnicznych przez zamachowców z krajów Zachodniej Europy i świadomie zataiła przed norweską policją bądź norweskim wywiadem niebezpieczeństwo związane z osobą Breivika.

Nadzór nad służbami specjalnymi sprawował w tym czasie premier D. Tusk.