Po czym poznać kłamstwa funkcjonariuszy Ministerstwa Sprawiedliwości i MSWiA?
Kiedy podano do publicznej wiadomości informację o śmierci strażnika więziennego nadzorującego jednego z głównych oskarżonych w sprawie porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika, funkcjonariusze przed kamerami wygłaszali formułki o postępowaniu zgodnie z procedurą, choć zdrowy rozsądek mówił co innego. Według oficjalnej wersji nie informowano ministra sprawiedliwości, bo procedura tego nie wymagała.
Rzecznik Centralnego Zarządu Służby Więziennej, Luiza Sałapa, powiedziała wówczas, że strażnik popełnił samobójstwo, bo miał problemy osobiste i finansowe. Powiedziała to już 17 lipca, tuż po tym, jak wiadomość została opublikowana.
- Nie łączyłabym tych dwóch spraw. Funkcjonariusz powiesił się na gałęzi drzewa w miejscowości, w której mieszkał. Miał 34 lata, zostawił żonę i dwie córki – powiedziała w TVN 24 rzeczniczka służby więziennej Luiza Sałapa.
Czy powieszenie w rodzinnej miejscowości ma świadczyć o tym, że było to samobójstwo? Zdumiewająca wypowiedź. Fakt posiadania dwóch córek też ma wspierać wersję o samobójstwie?
Kto każe pani rzecznik wypowiadać się na temat łączenia bądź niełączenia "tych dwóch spraw"?
Jak powiedziała Sałapa, strażnik powiesił się w nocy z 12 na 13 lipca na drzewie przy drodze Morąg-Raj. - Znalazł go przypadkowy przechodzień, a prokuratura wszczęła w tej sprawie, jak się zawsze w takich sprawach czyni, śledztwo. Ma ono wyjaśnić powody tego samobójstwa, ale z pogłosek, które do nas docierają, wynika, że strażnik ten miał kłopoty rodzinne i finansowe - powiedziała Sałapa.
Co to za pogłoski? Kto je wygłasza? Zdumiewające, że pogłoski o kłopotach rodzinnych i finansowych docierają do wysoko postawionych funkcjonariuszy lotem błyskawicy (może należałoby dodawać w takich przypadkach literkę d: "wysoko po
dstawionych funkcjonariuszy"). Jeśli te pogłoski tak sprawnie się rozchodzą, to dlaczego nie rozchodzą się równie szybko informacje o tym, że był to strażnik nadzorujący jednego z głównych oskarżonych w czasie, kiedy nastąpił jego zgon w więzieniu? Widzimy tu wyraźną sprzeczność w zeznaniach pani rzecznik. Rzecznik w pierwszej publicznej wypowiedzi na temat śmierci strażnika natychmiast rozgłasza "pogłoski"? Zanim pracę wykona prokuratura?!
Określenie "kłopoty rodzinne i finansowe" można odnieść do setek tysięcy osób w Polsce, może i milionów, a jednak nie popełniają one samobójstw. Co to właściwie znaczy?
Dodała, że nie widzi powodów, by łączyć samobójstwo ze sprawą Olewnika. - Owszem, ten człowiek pracował na zmianie wtedy, gdy powiesił się Franiewski, ale sprawa Franiewskiego została prawomocnie umorzona 31 lipca 2008 i nikt, ani ten strażnik, ani żaden inny nie usłyszał w tej sprawie zarzutów - podkreśliła. Sałapa dodała, że oba zdarzenia dzieli znaczny czas i na tej podstawie uważa, że nie mają one ze sobą nic wspólnego.
Czyim rzecznikiem jest rzecznik? Kto upoważnił ją do takiej wypowiedzi? Nie widzi powodów? Zanim pracę wykonał prokurator? Po kilku latach zacierania śladów przez funkcjonariuszy MSWiA i Ministerstwa Sprawiedliwości w sprawie zabójstwa Krzysztofa Olewnika?
Jeśli rok, jaki upłynął między śmiercią Franiewskiego a śmiercią strażnika, to według pani rzecznik "znaczny czas", należy zadać następujące pytanie:
Jaki jest maksymalny czas, po upływie którego nie wolno wiązać tych dwóch śmierci? 3 miesiące? 6 miesięcy? 9 miesięcy? Zdrowy rozsądek mówi, że ta wypowiedź jest kłamstwem.
Kto panią upoważnił to wypowiadania takich opinii?
Zdumiewa wszystko, co powiedziała Luiza Sałapa. Rzecznik służby więziennej wypowiada się jak prokurator lub sędzia po zakończeniu długiego postępowania.
Wypowiedzi tego typu w filmach sensacyjnych wkładane są zwykle w usta ludzi tuszujących ciemne sprawy. Im więcej takiego gorączkowego tuszowania, tym gorzej.
W komunikatach, jakie pojawiły się parę dni później, poinformowano, że jeden świadek mówił o samobójczych zamiarach strażnika. Kto jest autorem pogłosek o "kłopotach rodzinnych i finansowych"?
Co dokładnie powiedział "świadek"? Kim jest ten świadek?
Dalej
strażnik przed śmiercią wysłał sms-a do jednej z bliskich osób, informując, gdzie będzie jego ciało
Kto był adresatem sms-a? O której godzinie otrzymał sms-a i jak się zachował po jego otrzymaniu?
I dlaczego dopiero parę dni temu ubloidy pisały o podpaleniu fabryki JBB należącej do znajomego rodziny Olewników i ważnego świadka w sprawie Krzysztofa Olewnika? Dlaczego dopiero teraz dowiadujemy się o tym, że w 2004 uprowadzono i zamordowano jego córkę? Dlaczego funkcjonariusze mediów zatajali przed społeczeństwem wiedzę na ten temat?
"Polska" pisze, że podobnie jak przy porwaniu Olewnika, także w sprawie Eweliny B. skandaliczne błędy popełniali pracujący nad sprawą policjanci i prokuratorzy.
Dlaczego funkcjonariusze ubloidów (np. Dorota Gawryluk) przebąkują, że być może Włodzimierz Olewnik "nadepnął komuś na odcisk" i że rzekomo on sam najlepiej wie, o co może chodzić? To brzmi jak pogróżka.
Funkcjonariusze ubloidów, na co dzień tropiący rozwiązaną sznurówkę w butach Jarosława Kaczyńskiego, współpracują w zatajaniu prawdy. W kraju demokratycznym z normalnie funkcjonującymi mediami przynajmniej parę redakcji wysłałoby swoich dziennikarzy, by zbadali sprawę strażnika więziennego i napisali obszerny reportaż na ten temat. A w Polsce żadna redakcja nie tknęła tego tematu. Dlaczego? Na pewno dlatego, że nie mamy mediów w Polsce. A czy mamy demokrację? Demokracja jest. Pozorna.
Zacząłem od procedury i procedurą zakończę. Funkcjonariusze przed kamerami chwalili się postępowaniem zgodnym z procedurą. Kłamali. Prokurator nie pojawił się na miejscu śmierci strażnika.
Wybiórcze wskazywanie na zgodność z procedurą dobitnie świadczy o ukrywaniu prawdy.